niedziela, 14 grudnia 2014

Rozdział 1. "Aktorzy"

'Poprawiony'
<*><*><*><*><*><*><*><*><*><*><*><*><*><*><*><*><*><*><*><*><*><*><*><*>
Czy zastanawialiście się kiedyś jak wygląda część teatru za kurtyną? Otóż aktorzy wiedzą, a publiczność musi trwać w niewiedzy. Teatr można porównać do kilku rzeczy...
Owcy i Wilka. Wilk wie co spotka owce, a ona może jedynie przeczuwać. Owca się nie dowie, dopóki wilk nie podniesie kurtyny zasłaniającej jego kły...
Szkoły. Nauczyciel wie, Uczniowie nie. Będą trwali w nie wiedzy dopóki nauczyciel nie odsłoni przed nimi kurtyny, która zasłania wiedzę...
Nawet do natury świata. Tylko to co jest ponad ludźmi wie czym na prawdę jest sens życia...

Ja nie muszę przeczuwać żeby wiedzieć, że ten blond włosy mężczyzna jest aktorem, a ja publicznością. On wie co jest za kurtyną. Ja nie... ale coś czuję, że zamierza mi pokazać.
-Z testu z historii zostałeś już zwolniony-zaczął mężczyzna.
-Co?-czy on właśnie wspomniał o teście z historii?
-Nie dziw się Jacob. Przecież nie powstrzymywałbym cię przed pójściem do szkoły, jeśli nie miałbym poważnego powodu-kontynuował "aktor" ze spokojem.
-Skąd ty znasz moje imię!-wykrzyknąłem z nie skrywaną wściekłością.
-Spokojnie, nie bulwersuj się-uspokajał mnie blondyn.-Z dzisiejszą młodzieżom strasznie trudno się dogadać.
-Może ja spróbuję?-zapytał jakiś dziwnie znajomy męski głos. "Diler" którego właśnie powaliłem zaczął się podnosić z ziemi.-Ale żeś mi przywalił-powiedział do mnie kiedy zaczął masować sobie pół twarzy.
-Co tu się dzieje!?-wykrzyczałem. Nie byłem jakoś zmęczony ale nogi uginały się pode mną a z czoła spływało mi kilka kropel potu. Z każdą sekundą coraz ciężej mój organizm przyjmował tlen.
-Nie martw się,-odezwała się kobieta stojąca za mną, ta sama z początku "niewinna" ofiara.-jesteśmy po twojej stronie.
-Obecnie to nie jestem pewien czy mój własny ojciec jest po mojej stronie-skomentowałem sarkastycznie... mogę być w niesamowitym niebezpieczeństwie, ale na sarkazm zawsze jest miejsce.
-Na pewno jest po naszej stronie, a to sprawia że jest również po twojej stronie-skwitował blondyn.
Co tu się w ogóle dzieje? Muszę się stąd wydostać i to już. Po chwili namysłu błyskawicznym obrotem kostki odepchnąłem się z miejsca gdzie przed chwilą stałem. Już zmierzałem do wyjścia z ciemnej uliczki. Na mojej drodze stała tylko jedna kobieta, którą mogłem ominąć zwykłą szybką zmianą kierunku. Biegłem w jej stronę... dzieliło nas zaledwie 6 kroków, a czas jakby zwolnił. Starałem się przyśpieszyć, ale im bliżej jej byłem tym mniej części ciała było mi posłusznych... Mięśnie jakby były ospałe, kończyny zdrętwiały, każdy ciuch na moim ciele wydawał się ciężarem. Zanim zdążyłem zareagować znalazłem się metr przed kobietą, która wyszeptała...
-To nic osobistego.
Błyskawicznym ruchem przystąpiła krok na przód łapiąc mnie za lewy nadgarstek. Jej brązowe włosy pozostawiły przede mną smugę obłudy kiedy ona wciąż trzymając mój nadgarstek przemieściła się za moje plecy, równocześnie nogą podcięła mi kostkę zmuszając moje ciało do upadku. Żebra mnie zabolały  kiedy całym ciężarem upadłem na beton. Szybko obróciłem się na plecy kiedy tylko poczułem odrobinę luzu w miejscu gdzie kobieta mnie trzymała. Brązowowłosa stała teraz nade mną z głową opuszczoną w taki sposób jakby pochylała się nad bezbronnym dzieckiem leżącym w wózku... którym właśnie grzmotnęła o ziemię.
Teraz miałem okazje przyglądnąć się jej dokładnie. Brązowe loki spływał z jej głowy kaskadami, gdzie nie gdzie były spięte spinkami, które nie spełniały powierzonego im zadania, ponieważ takich włosów nie da się okiełznać. Promienie światła odbijając się od jednej z szyb budynku po drugiej stronie ulicy oświetlały jej opaloną twarz. Nie nosiła żadnego make up'u, ale według mnie wcale go nie potrzebowały. Miała naturalnie wyraziste brązowe oczy i smukłe blade usta. W tym właśnie momencie się uśmiechała, ukazując małą bliznę pooperacyjną na górnej wardze. Nos miała mały i zgrabny. Słońce, rzucając świetlistą poświatę na nią, odsłaniało również kilka piegów  na policzkach.
Jak widać, aktorów jest więcej niż się na początku spodziewałem. Natomiast w publiczności pozostaję ja sam.
-Jak już mówiłam,-zaczęła-to nic osobistego ale musisz z nami na razie zostać. 
-Nie bądź taka agresywna, Laura-upomniał ją czarnowłosy mężczyzna, który po podniesieniu z ziemi zdjął czapkę. Teraz kiedy go widzę to wydaje się dużo mniej groźny. Ma orli nos duże niebieskie oczy krótko ostrzyżone czarne włosy i wąskie usta. Wydaje się być przystojny.
-Przepraszam-oznajmiła.-Ale chciał uciec...
-Oczywiście że chciałem!-wrzasnąłem.
-Daj sobie najpierw wytłumaczyć-nalegał blondyn.
Już miałem zacząć go wyzywać od... bardzo niecenzuralnych rzeczy, ale pomyślałem że skoro i tak muszę tu leżeć to mogę ich wysłuchać.
-Więc tłumacz się... Tylko pozwól mi wstać-rzuciłem niecierpliwiąc się.
Dziewczyna odsunęła się ode mnie i podała rękę. Złapałem jej zadbaną dłoń i podciągnąłem się na nogi. "Pierwszy aktor" pogrzebał w kieszeni garnituru i wyjął z niego małą metalową płytę. Była wielkości dłoni i w kształcie tarczy rycerskiej. Coś było na niej wyrzeźbione.
-To jest nasz herb,-oznajmił blondyn-a co za tym idzie również twój.
O co mu chodzi... jak herb rodzinny? Czy on sugeruje że jesteśmy spokrewnieni? Przyglądnąłem się tarczy bliżej. Na jej górnej części wygrawerowana była mała róża, natomiast poniżej jej, jedna ręka trzymała za nadgarstek drugą rękę. Ta druga dłoń upuszczała nóż. Cała scena wyglądała jakby się poruszała, ale to była po prostu dynamika kompozycji.
-Nie jest to coś takiego jak zwykły herb rodzinny-kontynuował.-Cóż... tłumaczyć wszystko od początku będzie trudno, więc powiem tak: Jesteśmy z tajnej organizacji a ty jesteś od dłuższego czasu pod naszą ścisłą obserwacją...
-CO!?-krzyknąłem...
-Nie, nie, nie, to nie tak-szybko dopowiedział czarnowłosy.
-Jesteś pod obserwacją swoich rodziców...-podpowiedziała Laura... chyba tak się nazywała.
-Wiem że to jest trudne do zrozumienia-wznowił mężczyzna w garniturze.-ale nie mamy na tyle czasu żeby ci robić wykład dlaczego tu jesteśmy. Najlepiej gdybyś dowiedział się tego od kogoś komu bardziej ufasz niż nam.
-Obecnie to bardziej ufam swojej nauczycielce historii niż wam-skwitowałem.
-A swojej matce?-zapytał ponuro blondyn.
Nie wiem co się wtedy ze mną stało ale w uszach zaczęło mi dzwonić. Nogi się pode mną ugięły, a na rękach poczułem gęsią skórkę. Blondyn domyślił się że słowa uwięzły mi w gardle i kontynuował działanie.
-Weź to-wręczył mi kopertę z miniaturowym znakiem, takim samym jak ten ich herb.
Koperta była zaadresowana do mnie. Otworzyłem ją. Starannym, dobrze znanym mi, pismem odręcznym było napisane kilka zdań:
"Jacob, nie wiem kiedy dostaniesz ten skrawek papieru w ręce ale dwie rzeczy są pewne. Pierwsza, zobaczysz to pismo dopiero po mojej śmierci, a druga, będziesz musiał porzucić dotychczasowe życie. Będziesz musiał... przepraszam, będziesz miał możliwość przejęcia mojej pozycji jako naczelnego szefa bezpieczeństwa w Japonii. To czy przejmiesz tę pozycję i dowiesz się co rząd ukrywa przed cywilami, czy będziesz kontynuował swoje życie w niewiedzy zależy od ciebie.
Kocham cię Jacob.
Beatrice"
Co... co tu się w ogóle dzieje... to pismo mamy... Skąd on ma coś takiego, w ogóle co to ma znaczyć? Poczułem jak do oczu napływają mi łzy, nie wiem skąd one się wzięły... nie rozumiem uczuć jakich wtedy czułem. 
-Musisz być zdziwiony, jeszcze bardziej niż kiedy zacząłeś ze mną rozmawiać-zaczął pierwszy aktor... Jak widać moja mama też była "aktorem".
-A co ty możesz wiedzieć?-rzuciłem.
-Uwierz mi... coś tam wiem.
-Danveld...-usłyszałem za sobą dobrze znany mi głos mojego ojca. Odwróciłem się raptownie i ze zdziwieniem zacząłem wpatrywać się w stającą za sobą postać, aby upewnić się że to na pewno tata.
Mieszkam teraz w internacie więc nie widziałem się z nim już jakiś czas. Mimo że rzadziej się z nim teraz widzę to wciąż wygląda za każdym razem tak samo. Szeroki w barach brązowowłosy mężczyzna o jasnych zielonych oczach i zadbanym zarostem na twarzy
-Cześć Garen!-przywitał się Blondyn.
-Może od tego momentu ja mu wytłumaczę resztę?-zaproponował.
-Jeśli chcesz...-zgodził się Danveld.
Nie wiem co się dzieję... ale aktorów przybywa...
<*><*><*><*><*><*><*><*><*><*><*><*><*><*><*><*><*><*><*><*><*><*><*><*>
Tak.... mam nadzieję że poprawa tego rozdziału wyszła mi w miarę. Mm nadzieję że fajnie się czytało :)

3 komentarze:

  1. Odpowiedzi
    1. Fakt. ^.^ Ale naprawdę ciekawie.
      Jak przeczytałam, że na drugim terminie łatwiej ściągać, miałam ochotę się zaśmiać. W pozytywnym sensie! No, bo w końcu zawsze trzeba dostrzegać dobre strony sytuacji, prawda??

      Usuń
  2. Początek i kwestia ze ściąganiem- zakochałam się. Jacob to postać, która jak dobrze powiedziała Dagmara widzi pozytywy w każdej sytuacji xD A początek (ten po ściąganiu) był tak bardzo dla mnie realny. Na miejscu chłopaka również zadawałabym ciągle pytania i nie pozwoliła mu dojść do słowa xD Taka ja :) Plus MAFIA!!!! Jeszcze nigdy nie czytałam bloga o mafii. No może w niektórych było wspomniane, że ktoś był powiązane z jakąś mafią, ale nigdy tak jak u ciebie!! I od razu został szefem!! To dopiero coś :) Ciekawe co dalej :) Sorki, że tak krótko, ale jestem tak zaciekawiona, że zmykam dalej :)

    OdpowiedzUsuń