poniedziałek, 5 października 2015

Rozdział 13. "Zmiany"

Zanim zaczniemy, mała dedykacja:
Ten rozdział chciałbym dedykować osobom które w ostatnim czasie dołączyły do naszej społeczności mafiozo.
Riven, Luca, I_love_to_sleep_I_love_to_read, THE NaTuśka
Oraz specjalne podziękowanie dla Dagmary (dagi) która ostatnio była bardzo aktywna w sekcji komentarzy.
Oczywiście nie można zapomnieć o osobach które wspierały mnie od początku czyli Sayace i Szardiku :)
miłego czytania



PERSPEKTYWA JACOBA

-A więc podsumowując. Czeka nas krwiożercza walka na śmierć i życie, Ja jestem traktowana jako jakiś zły omen a Erica do tej pory nie opanowała płomienia?-jej głos brzmiał melodyjnie.
-Yyy... troszkę bezpośrednio to wyraziłaś ale... tak. Dokładnie tak jest.-Blondyn też nie był w najlepszym nastroju.
-Cudnie...-z nerwów miałem chrypkę.
Ach no tak, wy jeszcze nie wiecie o co chodzi. Byliśmy w sali konferencyjnej. Szybko opowiem co się stało...

Po tym jak wezwałem Veronę kazali mi przyjść do sektora medycznego. Razem z Saru szliśmy korytarzami i schodami a za nami sunęła lisica. Po dosyć długim przemarszu zauważyłem że korytarze się zmieniły i wyglądają jak te w szpitalach. Co kilkanaście kroków mijaliśmy coś co wyglądało jak recepcja, a pokoi było co niemiara. W końcu Saru wskazał na jeden z nich i kazał mi wejść jako pierwszy. Wszedłem a za mną Verona. Było dosłownie jak w szpitalu, te same łóżka, takie same parawany, ta sama oślepiająca biel i ten nieznośny zapach dezynfekcji. Pokój był oznaczony jako B-31 . Okna były sztuczne o bo byliśmy pod ziemią, ale jak widać ktoś postanowił umieścić je tam dla ozdoby. Kiedy wszedłem zauważyłem za parawanem 2 sylwetki, jedna męska bardzo wysoka stojąca przy łóżku a druga kobieca leżąca na nim. Ten mężczyzna to był na 100% Kaito. Jego czarne włosy wystawały ponad parawan, te prawie 2 metry mnie wkurzają. Mimo, że tego nie chce to patrzy na wszystkich z góry. Ale tak na prawdę jest miły i chce ludziom pomagać. Chociaż... często nie potrafi odpowiednio wyrazić tej chęci pomocy i ludzie biorą go za niebezpiecznego koszykarza. W sumie to ja też czasem się obawiam że gdyby się zagapił to mógłby zdeptać jakieś małe dziecko... Podszedłem bliżej i zauważyłem że leżąca kobieta to Kure. Oboje mieli trochę postrzępione ubrania. Zerknąłem na Neko i jego poważną minę. Chwila czy to...
Robiąc krok do przodu złapałem Kaita obiema rekami za głowę i obróciłem ją na bok tak jak to robi lekarz oglądający pacjenta. Musiałem nieźle zadzierać głowę żeby móc się mu przyjrzeć. Normalnie czułbym się dziwnie robiąc takie coś ale tym razem czułem się jakbym powinien to zrobić.
-Czo ty dzo szoleryy-Kaito próbował coś powiedzieć ale moje dłonie ściskały mu trochę policzki.
-Nie wierć się!-skarciłem go. Chyba drgnął lekko.-Czy to jest pęknięcie na szczęce? Tak, to JEST pęknięcie. Dlaczego masz pękniętą szczękę...-Czarnowłosy chciał się odezwać ale uprzedziłem go.-Wiesz co nic nie mów. Idź po prostu do lekarza.-puściłem go, a on z wdzięcznością zaczął oddychać.-A ona...-odwróciłem się do Kure.-Ona... chwile skąd ja wiem że Neko ma pękniętą szczękę?
-Wzrok medyka.-odezwał się Saru który milczał od kiedy wezwałem Veronę.-Twój płomień ma właściwości lecznicze a wzrok medyka jest jedną ze zdolności jakie otrzymujesz na "wstępie".
-Ahaaa... i co dalej?
-No między innymi też to że możesz leczyć ludzi w szybkim tempie więc Danveldowi pewnie chodzi o to żebyś wyleczył tych dwoje.-Wujek wydawał się niewzruszony.
-Jeszcze 2 tygodnie temu zapytałbym cię co brałeś ale po ostatnich wydarzeniach da się w to uwierzyć. No ale leczenie? Po prostu podejdę do kogoś i zacznie goić się mu rana?-Byłem niepewny
-Nie tylko rany. Z chorób też możesz leczyć...-Saru brzmiał stanowczo ale nie wyglądało to tak jakby zapomniał o moich słowach.-Ale nie myśl, że płomień światła jest taki słaby. potrafisz wiele rzeczy tylko jeszcze o tym nie wiesz.
-Np jakie?-zaciekawił mnie.
-To nie rozmowa na teraz. No dalej pacjenci czekają.
Odwróciłem się do czarnowłosego.
-Więc jak? Dasz się uleczyć?-powiedziałem to z lekką ironią jakbym mówił coś idiotycznego ale potrafię rozmawiać ze świecącą lisicą więc dlaczego miałoby to nie być prawdą.
-No niech będzie. Ale -przerwałem mu
-Cicho! nie ruszaj szczęką bo się pogorszy!-skarciłem go.
Wymamrotał coś co brzmiało jak "dobra dobra pielęgniarko".
Siadł na krześle i wystawił podbródek.
Podszedłem do niego.
-No dobra... ale co ja właściwie mam zrobić?-zwróciłem się do wujka.
-Wznieć płomień i ulecz go.-odpowiedział blondyn wchodząc do pokoju.-I lepiej się pośpiesz bo mamy sporo do zrobienia.
-Danveld.-patrzyłem na niego.
-Dzięki żeś mi przypomniał... do tej pory myślałem że jestem królową Anglii.-jeszcze wżyciu nie czułem się głupiej.
-No ale o co chodzi z tym leczeniem? jak mam to zrobić?-zapytałem kiedy już się otrząsnąłem.
-Co w tym trudnego... to atrybut twojego płomienia więc wznieć płomień i skoncentruj się na tym że chcesz go uleczyć.-Danveld mówił jakby to była wiedza elementarna.
-No dobra... raz kocie śmierć.-powiedziałem w żarcie odwracając się do Kaita.
Czarnowłosy uśmiechnął się ledwo zauważalnie. Już miałem go skarcić ale dałem sobie z tym spokój.
-'A może ty mi pomożesz?'-pomyślałem "w stronę" Verony, która siedziała obok Saru.
-'Nawet na to nie licz'-odpowiedziała w myślach w żarcie. chyba chichotała.-'No już, bierz się do roboty.'
Westchnąłem i Skupiłem się na pierścieniu. Zapłonął od razu. Wow. Idzie mi coraz lepiej.
-'Tak, teraz już bez problemów możesz wzniecać płomień. Tylko pierwszy raz był trudny.'-usłyszałem w głowie głos lisicy. A podobno miała mi nie pomagać.
Złota poświata pokryła moje obydwie dłonie, pomarańczowo żółty ogień płoną na pierścieniu. Dopiero teraz spostrzegłem że jest on zamknięty. Sądzę, że tak teraz będzie, pierścień będzie się zamykał z powrotem po przezwaniu bestii. No jakby o tym pomyśleć to głupio i niepraktycznie by to wyglądało gdyby się nie zamykał.
Dobra... mam się skupić na tym że chcę go uleczyć. Przyłożyłem otwarte dłonie do policzków Kaita. Starałem się nie dotykać jego twarzy za bardzo ale się nie dało... Jakbym tego nie rozegrał, wyglądało to trochę "nie teges". Poświata na moich dłoniach stała się jaśniejsza. Lewa Strona twarzy Neko tak jakby wchłonęło trochę tego światła. Płomień na pierścieniu trzaskał cicho i nieznacznie urósł. Czułem się... pewniejszy... a może nawet silniejszy. Czarnowłosy dostał gęsiej skórki na rękach. W jego oczach zauważyłem drgnięcie, nie wiem z czego to wynikało. Pęknięcie na szczęce które widziałem przez jego skórę zaczęło się zasklepiać aż w końcu zniknęło całkiem. Zgasiłem złoty płomień... chyba siłą woli. Poświata też zniknęła. Pacjent wstał z krzesła lewa ręką masując sobie policzek. Znowu spoglądał na mnie z góry.
-Dziwne uczucie...-odezwał się.-Ale bólu już nie czuję.
Uśmiechnąłem się usatysfakcjonowany
-Świetnie.-Skwitował Danveld.-Teraz jej kolej. Szybko, jak już mówiłem mamy sporo rzeczy do zrobienia.
-Jasne.-przeszedłem do łóżka na którym leżała Kure. Spojrzałem na nią próbując czegoś wypatrzeć.-Ona... to wygląda jakby ona po prostu zemdlała...
-Nic dziwnego.-odpowiedział Saru.-Skutek uboczny płomienia wiatru. Po prostu zregeneruj trochę jej wytrzymałość i za niedługo obudzi się jak po drzemce.
-Ok.-Czułem się dziwnie... trochę jak pielęgniarka na najniższej krajowej...
Ponownie wznieciłem płomień i złota poświata pokryła moje dłonie... Zaczynam nawet lubić to uczucie. Prawą rękę położyłem na czole czarnowłosej a lewą na brzuchu. Poczułem... a co ważniejsze widziałem jak moje płomienie pełzają po jej ciele i wnikają w skórę. Chyba było to widoczne tylko dla mnie. Jej skóra stała się nieco jaśniejsza a po chwili nie widziałem w niej zmęczenia. Po prostu drzemała.
-Gotowe?-powiedziałem niepewnie.
-Ty się mnie pytasz?-zapytał Danveld.
-Możliwe...
Blondyn przyłożył dłoń do czoła.
-Chyba gotowe.-stwierdził.-A teraz chodźcie.-Dał znak ręką żeby iść zanim.-Kaito, Jacob, idźcie do swoich pokojów się przebrać. Płomieniem światła możesz leczyć ale poszarpanych ubrań nie naprawisz.-Ja i Neko równocześnie spojrzeliśmy na swoje ciuchy. Oboje mieliśmy postrzępione ubranie. Trening był nieco "intensywny"-Za jakieś 15 minut spotkacie się z Sayaką przed dużą salą konferencyjną.
-Co? Mówiłeś że musimy się pośpieszyć bo mamy wiele ważnych spraw do załatwienia, prawda? Dlaczego 15 minut?-trochę mnie to zdziwiło.
-No tak. Ale powiedziałem również że macie się spotkać z SAYAKĄ. Jej trochę zajmie przebranie się.
-A no w sumie...-zgodziłem się-dobra mów dalej.
-No nic.-odrzekł blondyn w swoim jasnym garniaku-resztę omówimy na miejscu. A teraz jazda.
On i Saru skręcili w lewo a my mieliśmy pójść prosto i w dół na trzecich schodach po prawej żeby trafić do sal treningowych a stamtąd raz w lewo i drugi korytarz w prawo... czy jakoś tak. Jeden z pracowników mi tłumaczył ale nie załapałem wszystkiego. Jakoś przeżyjemy.
Neko i ja stawialiśmy długie kroki szybko się przemieszczając. Oboje mieliśmy długie nogi... tyle że on miał dłuższe... westchnąłem próbując za nim nadążyć.
-I jak poszedł trening?-zapytałem po chwili milczenia.
-A nawet w miarę... pomijając to że pobiła mnie ta świruska, postrzeliła mnie trzy razy...
-Co?! dlaczego tego nie widziałem?-wtrąciłem.
-Bo to była specjalna amunicja, taka która mnie nie zraniła tylko trochę bolała. Moją bestią perścienną jest kleotron, czyli 5 białych kotów.
-Aż 5? Wow, u mnie to Verona, lis z trzema ogonami.
-NO shit sherlok'u! Ona stoi za nami.-To było jego ulubione powiedzenie.
Odwróciłem się i omal nie odskoczyłem ze strachu.
-Jezu Verona... tak cicho siedziałaś, że o tobie zapomniałem.
-No właśnie zauważyłam.-Odpowiedziała chyba na głos, ale wciąż nie ruszając ustami.
-Czekaj, czy ty właśnie powiedziałaś to głośno?-zapytałem zirytowany.
-Tak, a co?-Lis zrobił minę jakbym zza księżyca przybył.
-noo... boo.... Ty mówiłaś w moich myślach.
-Ach to... Mogę mówić na głos kiedy tylko chcę.-Odpowiedziała niewzruszenie-po prostu zapomniałam ci powiedzieć.
-Miło mi, Kaito.-wtrącił się czarnowłosy.
-Mnie również,-odpowiedziała zadowolona Lisica.-Verona.-przedstawiła się oficjalnie.
-Wow, to było dziwne.-zrobiłem minę jakbym dostał piłką w twarz... mniej więcej.-Przedstawili się sobie mój przyjaciel i moja bestia pierścienna. Tego jeszcze nie było na kartach historii.
-A skądże,-zaprzeczyła Verona.-Było i będzie.
-No dobra, nie ważne, idziemy się przebrać. Ciekawe co było na tyle ważne że Danveld kazał nam przerwać trening który on sam zainicjował.
-Chyba się domyślam...-wtrąciła cicho Verona.-Ale to on sam musi wam powiedzieć.
-No to pośpieszmy się. Sam jestem ciekawy o co chodzi.-powiedział podekscytowany Kaito.

Po przejściu przez jeszcze kilka korytarzy dotarliśmy do skrzydła akademickiego. Nie jestem pewien kto tak powiedział ale spodobała mi się ta nazwa. Dojście tutaj zajęło nam góra 3 minuty. Kiedy podeszliśmy pod nasz pokój oboje się zdziwiliśmy. Przed naszymi drzwiami stała Sayaka, tupała nogą, chyba nas jeszcze nie zauważyła. Była ubrana w czerwoną puszystą bluzę dresową i przylegające do skóry dżinsy. Włosy miała uczesane w kucyka, który luźno opadał na jej barki i sięgał ponad cztery litery. Kiedy pierwszy raz ją spotkałem myślałem, że farbowała te włosy ale teraz dopiero widzę naturalność tych srebrno-białych włosów. Nie widać ani jednego prześwitującego włosa o innym kolorze ani żadnych odrostów. Poza tym te jej włosy błyszczały, a gdyby były zafarbowane byłyby matowe... Cholera ten wzrok medyka jest jakiś dziwny...  Dopiero kiedy podeszliśmy zwróciła na nas uwagę.
-No nareszcie!-odezwała się nieco zirytowanym głosem.-Niby Danveld dał nam pół godziny ale ja tu czekam już od 10 minut...
-Co? Ale jak to?-zapytałem zdziwiony.
-No tak to.-odpowiedziała Białowłosa.-Danveld przyszedł do mnie do pokoju 15 minut temu i kazał się przebrać, że za poł godziny odbędzie się narada w sali konferencyjnej, no ale ja nie przebieram się długo. Jak już mówiłam, czekam tu od 10 minut.
-Mhmmm...-"zamruczał" pod nosem czarnowłosy.
-Nam powiedział co innego...-dodałem.
-Dobra nie istotne, idźcie się przebrać i pójdziemy do te sali.
Jak kazała tak uczyniliśmy. Wszedłem pierwszy a Neko wchodząc za mną zamyknął drzwi. Otworzyłem swój "pokoik" i nie zamykając się zacząłem się przebierać. Zdjąłem lekko poszarpaną koszulę i rzuciłem ją na łóżko. Pierwszy raz zaglądnąłem do szafy która stała obok łóżka. Leżało w niej poukładanych i powieszonych masę ciuchów w moim rozmiarze. Wujek wspomniał że dostaniemy od mafii jakieś ciuchy w razie gdyby nam zabrakło, ale nie sądziłem że będzie ich aż tyle. Wyjąłem z szafy żółty podkoszulek z bordowym napisem "U don't need school, u just need a bed". Włożyłem ją na siebie zakrywając swój boiler. Ludzie mówią mi że jestem wysportowany, ale na brzuchu mięśni nie widać. Zmieniłem również spodnie dresowe na czarne dżinsy które wyglądały bardzie oficjalnie. Wyszedłem z tego pokoiku. Kaito stał w kąciku kuchennym i pił coś.
-No idźże się już przebierz.-skarciłem go.
-Już idę mamo.-odpowiedział i poszedł do swojego pokoiku zamykając za sobą drzwi.
Postanowiłem na niego poczekać więc siadłem na kanapie która stała na środku głównego pomieszczenia.
Zacząłem się zastanawiać co właściwie się tu stało. Zaciągnąłem swoich bliskich przyjaciół do mafii... serio ludzie, kto normalny może coś takiego powiedzieć?
Siedziałem w zamyśleniu jakieś 5 minut aż w końcu stwierdziłem, że to za długo. Podszedłem do drzwi Kaita i zapukałem.
-Człowieku długo jeszcze?
-No już, już. nie pośpieszaj mnie.-odpowiedział przez drzwi.
Podszedłem do kącika kuchennego wzdychając. Wyciągnąłem z szafki szklankę i nalałem sobie wdy gazowanej której prawie pełna butelka stała obok małej lodówki. Bycie organizacją rządową musi być opłacalne skoro stać ich na taką bazę i jeszcze na wyposażenie tylu pokoi. Wypiłem wodę i wróciłem na kanapę, patrzyłem się na wyłączony telewizor przed sobą i zamyśliłem się. W sumie to sam nie wiem o czym myślałem, ale z moich "pustych rozważań" wyrwało mnie głośne pukanie w drzwi.
Już miałem powiedzieć że otwarte ale drzwi już były otwarte a Białowłosa pani intruz weszła.
-Jezu no ile można czekać?-zapytała zniecierpliwiona.
-Otwarte, możesz wejść...-dodałem po fakcie.
-Nieważne, gdzie jest Kaito?
-Cieszę się, że czujesz się swobodnie w mafii. Ale nie powinnaś wchodzić tak do czyichś pokoi...-Trochę mnie zatkało.-Neko jest w swoim pokoju.-wskazałem na drugie drzwi.
Sayaka podeszła i ku mojemu zaskoczeniu zapukała w drewniane ale solidne drzwi.
-Wyłaź Kaito albo zapukam w te drzwi swoim płomieniem.
-Tylko spróbuj-głos Neko był spokojny.
Białowłosa się wzdrygnęła, z doświadczenia wiem że dzieje się tak kiedy się ją wkurzy.
-Dobrze...-powiedziała spokojnie.-Jak chcesz. Zamachnęła się prawą ręką na której pierścieniu zapłonął niebieski ognień.
-Sayaka czekaj!-krzyknąłem poderwawszy się z kanapy. Było już za późno. Jej pięść zmierzała już w stronę drzwi.
Myślałem, że te drzwi znikną z powierzchni ziemi ale tak się nie stało. W momencie kiedy Sayaka dotknęła pięścią drzwi  jej płomień zgasł... tak po prostu zgasł.
-I co? nie mówiłaś że chcesz mnie stąd wyciągnąć?-zapytał czarnowłosy zza nietkniętych drzwi.
-Oż ty chamie coś ty mi zrobił?-krzyknęła białowłosa.
-Och jak przykro...-powiedział sarkastycznie Neko.
-Jak zaraz kwintusa przyzwę!
Położyłem dłoń na ramieniu Sayaki.
-Zostaw go mi,-szepnąłem jej do ucha.-wkurzę go tak że sam wyjdzie.
Sayaka kiwnęła głową i odsunęła się.
-Słuchaj Kaito... Pamiętasz jak powiedziałem ci że- Neko mi przerwał
-Nie próbuj nawet,-drzwi się otworzyły i wyszedł z nich czarnowłosy przebrany w dżinsy i czarną koszulę.-Już wychodzę.
Sayaka stała obok z miną jakbym zjadł jej ulubioną drożdżówkę...
-Jak tyś to zrobił?-zapytała stojąc w osłupieniu.
-Yyy... nie  wiem.-odpowiedziałem.
-Dobra, chyba chciałaś iść już prawda?-odezwał się wielkolud.
Białowłosa i ja kiwnęliśmy głowami i ruszyliśmy w stronę sali konferencyjnej, i tak już byliśmy spóźnieni. Yukai wcale nie była wkurzona... nie aż tak bardzo. Chyba potraktowała to jako dowcip.
-A co z Naomi i Ericą?-przerwałem ciszę.
-Powiedzieli mi że dojdą później.-odpowiedziała dziewczyna idąca obok mnie.
Cisza dalej trwała, nie była niezręczna... raczej jakbyśmy po dniu pracy nareszcie mogli odpocząć. Tak ja się czułem, a nie wiem jak tych dwoje. Coś czuje że to będzie przyjaźń nieco trwalsza niż inne... Uśmiechnąłem się nieznacznie.

Jak już doszliśmy pod sale konferencyjną wpisałem kod w ten czytnik. jeśli dobrze pamiętam to było 4832... Tak zaskoczyło. Drzwi się odsunęły. Sala wglądała tak samo jak kiedy ją opuściłem, z wyjątkiem ludzi wewnątrz. Po stronie Danvelda siedział on, Dakota, Saru i w kącie stała jakaś dosyć niska kobieta. Chyba celowo nie oświetlali kątów pomieszczenia, nie mogłem dostrzec kim była lub jak wyglądała tak kobieta.
-Spóźniliście się trochę -odezwała się Dakota.-To pewnie przez nią...-wskazała na białowłosą.
-A wyobraź sobie że nie!-odwarknęła Sayaka.
-Błagam nie zaczynajcie na wejściu.-Głos Danvelda był ponaglający.
Wszyscy usłuchali i siedli na swoich miejscach.
-Sprawy organizacyjne. Kure nie ma bo leży nie przytomna, Naomi i Lancer zaraz tu będą a Erica i...-Danveldzie przerwało otworzenie się drzwi.
Weszli Wspomniani Naomi i Lancer.
-o wilku mowa-szepnąłem sam do siebie.
Tych dwoje bez słowa zajęli swoje miejsca. Brązowowłosa posłała mi ukradkiem uśmiech. Odpowiedziałem tym samym...

-A więc podsumowując. Czeka nas krwiożercza walka na śmierć i życie, Ja jestem traktowana jako jakiś zły omen a Erica do tej pory nie opanowała płomienia?-jej głos brzmiał melodyjnie.
-Yyy... troszkę bezpośrednio to wyraziłaś ale... tak. Dokładnie tak jest.-Blondyn też nie był w najlepszym nastroju.
-Cudnie...-z nerwów miałem chrypkę.

I tak mniej więcej dostaliśmy się tutaj.
A teraz wyjaśnienia. Krwiożercza walka na śmierć i życie to "Potektorat". Trójstronna walka przedstawicieli mafii gdzie stawką jest dominacja twojej mafii, i jak sama nazwa wskazuje twoje życie. Niby jest to sparing ale nikt nie martwi się zasadami fair play... albo kodeksem prawnym.
Naomi jest traktowana jako zły omen ponieważ wznieciła płomień bez przyzwania bestii... ostatni który tak zrobił został torturowany aż do śmierci przez nieistniejącą już czarną mafię. Ta zasada dotyczy tylko pierścieni antycznych czyli naszej piątki.
Natomiast Erica, która wykazywała się dużym potencjałem na początku, do tej pory nie wznieciła płomienia a ta krwiożercza walka ma się odbyć już za miesiąc.

-Ponieważ nagłe wzniecenie płomienia jest bardzo wyczerpujące dla ciała i umysłu musimy was utrzymać przez tydzień na tym samym poziomie.-kontynuował Danveld.-Podzielimy ten tydzień na 3 dni spokoju u 4 dni pracy.
-Czyli?-zapytała białowłosa.
-4 dni będziecie wykonywać zlecenia na niższym poziomie a te 3 dni... niespodzianka! Będziecie chodzić do szkoły.
Ja, Neko, Sayaka i Naomi momentalnie podnieśliśmy wzrok. Czułem ścisk w żołądku, poziom adrenaliny wzrósł. Kiedy zobaczyłem po raz pierwszy płomień Danvelda zacząłem panikować... to było niczym w porównaniu z tym co teraz czułem.
-Nieeeeee!-jęknęliśmy wszyscy razem.
Postać kobiety w rogu chyba powstrzymywała się od śmiechu.
-No już nie dramatyzujcie.-dodał Danveld.-To tylko 3 dni... Ale Jacob będzie przez te 3 dni cały czas pracował na pełnych obrotach. może teraz jeszcze tego nie czujecie ale jutro całe ciało będzie was boleć, więc nasz szef pomoże wam się zregenerować, nie będzie to typowe leczenie ale regeneracja tkanek, więc lepiej się przyłóż.
-Tak jest kapitanie.-odpowiedziałem bez entuzjazmu. Na dzisiaj to tyle. Od teraz do jutra macie wolne a jutro zaczyna się pierwszy dzień w szkole. Wyślemy kogoś po was żeby zaprowadził was do sal lekcyjnych i nie martwcie się o podręczniki.
-Czekaj. Powiedziałaś że ta szkoła to tylko przykrywka-zaczęła Sayaka.-i, że wcale nie będziemy musieli do niej chodzić.
-Masz dowód?-zapytał blondyn.
Sayaka spod stołu wiciągnęł mały dyktafon i wcisnęła 'play'
-"Tak na prawdę to tylko przykrywka, wcale nie będziecie musieli do niej chodzić..."-odezwał się głos Danvelda. Białowłosa wyłączyła urządzenie.
Parzyliśmy się na garniturowca.
-Yyym więc... no bo... ja...
-Dobra już nie zmyślaj, pójdę do tej szkoły.-oskarżycielka wyręczyła go.
-Dziękuję...-odetchnął.
-No to na dzisiaj to tyle. Możecie się rozejść.

Chwilę potem Kaito był już w swoim pokoju a Sayaka gdzieś znikła. Zostałem ja z Naomi.
-Szalony dzień, prawda?-odezwała się pierwsza. Było koło 18.00.
-A żebyś widziała. Żyjesz jakoś ty mój zły omenie?-brązowowłosa się zarumieniła.
-Jakoś... słyszałam że potrafisz leczyć.
-Trochę to dziwne ale tak. A ty? czego się nauczyłaś z Lancerem?
-Na przykład tego jak bardzo chce być obok ciebie...-zarzuciła mi ręce na szyje i przybliżył się. Przycisnęła swoje usta do moich i zamknęła oczy... nie chciałem się odsunąć ale czułem że coś się w niej zmieniło... nie fizycznie, ale inaczej postrzega świat... nie wiem czy to wzrok medyka czy może męska intuicja ale byłem tego pewien.

MIESIĄC PÓŹNIEJ...

Dziewczyna leżała na zimnej podłodze, jej włosy lepiły się od czerwonej cieczy. Ogromna rana widniała na brzuchu i gardle. Kałuża wokół niej robiła się coraz większa. Jacob krzyczał, Danveld go trzymał żeby nie wyrwał się na arenę. Wiele osób krzyczało lub piszczało... wszystkie były przerażone. Dziewczyna jeszcze nie zginęła... leżała... cierpiała... Ostatnimi siłami odwróciła głowę i złapała wzrok szefa... to jedno spojrzenie zastąpiło im tysiące pocałunków... tysiące wyznań... tysiące chwil...
Jej oczy drgały a życie powoli ulatywało...trwało to kilka sekund... i koniec.

6 komentarzy:

  1. I hate Jacob x Naomi.
    Bez urazy, ale cieszę się, że umarła. Nie podszedł mi ten ship.
    Akcja się rozkręca, czekam na więcej.
    Dziękuję za ukazanie mojej niesamowitej zdolności przebierania się + nieutalentowanego w tym Kaito. serio, co on tyle tam robi?
    Widzę, że cholery też nie pominąłeś xd
    Powodzenia!

    OdpowiedzUsuń
  2. Cholera-tak choroba odziedziczona po dziadku (szybko się denerwuje) + przecież ja nic nie spoilerowałam *mina która na serio nie wie o co chodzi temu gościu*
    ???

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ahaaa no tak zapomniałem o niej, przez przypadek tak wyszło. Jak napisałaś ze nie pominąłem cholery to pomyślałem ze gdzieś przekleństwo "cholera" napisałem... I szukam i szukam jak głupi gdzie ja w tym tekście przeklnąłem xp
      Chyba z pół godziny siedziałem i szukałem xd

      Usuń
  3. Łoo, rzeczywiście akcja się rozkręca... Niby też mnie nie do końca przekonuje pairing Jacob x Naomi,,, Ale ciekawa co zrobią, jak im zabraknie jednej właścicielki bestii... Hmm~ Cóż, pożyjemy, zobaczymy.
    A tak z innej beczki, tylko mi tak się nie chce wstawać do szkoły, nie tylko mi, prawda??
    Dobra, nieważne, wracając, czekam na next i wyjaśnienie ostatniej sceny. Pozdrawiam i życzę MEGA WENY, CHĘCI i CZASU (i nie za dużo zadań domowych xP)!!!!!
    ~Daga ^.^'

    OdpowiedzUsuń