sobota, 20 grudnia 2014

Rozdział 2. "Prawda... częsciowa"

Poprawiony
<><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><>
Gloria Steinem kiedyś powiedziała: "Prawda cię wyzwoli... Ale najpierw cię wkurwi."
Szczerze uwierzyłem w jej słowa kiedy mój ojciec tylko otworzył usta.
Zanim jednak zaczął wyjawiać mi prawdę zaproponował spacer. Chcąc dostać kilka wyjaśnień oczywiście się zgodziłem. Wyszliśmy z ciemnej uliczki z powrotem na chodnik ulicy całkiem pustej, już nawet samochody nie jeździły. w oknach budynków nie było widać ludzi a na chodniku żadnych żywych istot. Przeszliśmy 500 metrów w milczeniu i skręciliśmy w prawo. Ojciec prowadzi mnie do parku. Minęliśmy kilka nie rzucających się w oczy budynków, typu biurowców lub bloków mieszkalnych, czy też kilka sklepów. Stanęliśmy przed wejściem do parku. Zielonooki poprawił swoją białą koszulę, podciągnął czarne dżinsy i zaczął:
-Przed twoimi piątymi urodzinami sądziłem że to ona będzie cię wprowadzała w ten świat.
Właśnie kiedy miałem 5 lat mama zginęła.
-Czyli to prawda?-zapytałem.-Ona była tym szefem jakiegoś bezpieczeństwa?
-Tak napisała?-zdziwił się mój rodzic.-Pokaż ten list.
Wyciągnąłem kopertę z kieszeni i podałem mu ją. Tato otworzył ją i zaczął czytać. Zrobił kwestionującą minę i oddał mi kartkę.
-W sumie to nie skłamała... tylko bardzo delikatnie to wyraziła-Skwitował brązowowłosy.
-Ale jak to?-dociekałem.
-No... Ten tytuł jej przysługiwał, ale pisano tak tylko w dokumentach-wytłumaczył ojciec.-Była szefem mafii.
Na to ostatnio słowo zareagowałem nietypowo. Popatrzyłem na mojego rozmówce i nic nie mówiąc rozłożyłem ręce w pytającym geście.
-Nie dziw się młody-zasugerował.-jest tam napisane, że rząd ukrywa kilka rzeczy przed cywilami. Jedną z nich są mafie.
-Czekaj-przerwałem.-To mama była w końcu z mafii czy szefem bezpieczeństwa?
-To jedno i to samo-skwitował tato.
-Ale...-zacząłem.
-Czy mafia zawsze musi być zła?-zapytał się mnie.-Odpowiedzi są dwie. Zarówno 'tak' jak i 'nie'. Nie mogę powiedzieć ci wszystkiego, ale wiedz że ta mafia stoi po dobrej stronie prawa, a z rodziną twojej mamy była powiązana jeszcze zanim została powołana  do działania.
-Powołana?-dociekałem.
-Jako organizacja rządowa-podpowiedział brązowowłosy.-Wcześniej też istniała, ale nie w takiej postaci jak teraz.
Zauważyłem że w trakcie tego dialogu przeszliśmy już spory kawał parku. teraz stanęliśmy na środku chodnika. Odwróciłem wzrok od swojego rozmówcy i spojrzałem na otoczenie. Drzewa były przeważnie liściaste ale zdarzały się też iglaki. Młode wiosenne liście kołysały się na gałęziach. Trawa obok chodnika tańczyła zawile pod wpływem wiatru, którego podmuchy trafiały również na moją skórę. Poczułem przyjemny dreszczyk zimna. Zapanowała cisza przerywana tylko odgłosami ptaków. Znowu zacząłem odczuwać ten wewnętrzny spokój... jakbym rozumiał naturę otaczającą mnie. Kurde już brzmię jak hipis.
-Mam przejąć jej pozycję 13 lat po jej wypadku?-zapytałem.
-A propos wypadku samochodowego mamy. Nie było żadnego.
Nagle cała ta wewnętrzna harmonia przepadła.
-Co?-już zacząłem podejrzewać, że nie dosłyszałem.
-Mama nie miała nigdy wypadku samochodowego-powtórzył zielonooki.-To było kłamstwo żeby wytłumaczyć wszystkim, którzy nie wiedzieli o jej pracy, jak zginęła.
Czyli mało tego, że rząd nas okłamuje... moi rodzice okłamywali mnie od zawsze w sprawach tak ważnych... A może cały dzisiejszy poranek to też kłamstwo? Może chcą mnie wkręcić i są tu gdzieś ukryte kamery... chciałbym aby opcja z wkręcaniem mnie była prawdziwa, ale to na prawdę było pismo mamy.
-Więc postanowiłeś, że w wieku 18 lat możesz mi powiedzieć prawdę jak zginęła?-warknąłem. Nie ukrywałem oburzenia.-Rozczaruję cię, urodziny mam dopiero za miesiąc.
-Czy kiedy miałeś 6 lat uwierzyłbyś mi w to że mama zginęła na wojnie?-szepnął ojciec kiedy już miałem odejść.
-Wojnie?-zapytałem z niedowierzaniem.
-Ostateczną potyczka między trzema mafiami a ucieleśnieniem Anarchii nazywano Wielką Wojną-potwierdził mój rozmówca.-Osobiście też brałem w niej udział. Nasz przeciwnik, "Król kryminalistów" jak go określają, 50 lat temu wywołał rebelię i od tamtego czasu kryminalność szerzyła się niczym chwasty. Zakończenie rebelii miało miejsce 13 lat temu... Wojna zakończyła się sukcesem mafii, ale król kryminalistów zbiegł. Mimo że skończyliśmy to absurdalne działanie tego pieprzonego anarchisty, przez te 37 lat zdołał wyrządzić ogromne straty.
-Ja pierdziele...-westchnąłem.-czyli mam rozumieć że mama była żołnierzem... i jeśli dobrze zrozumiałem, ty też?
-Tak-ojciec kiwnął głową.-Byłem jednym z pięciu zabójców.
-Że co?-nie sądziłem że zajdziemy tak daleko z wyznaniami.
-Będąc szefem mafii masz wokół siebie swoich czterech najbliższych podwładnych. Razem tworzycie komplet pięciu żywiołowych zabójców.
-Aham...-jęknąłem.
-Trochę to zawiłe, kiedy nie siedzisz w tym tak długo jak ja, co nie?
-A żebyś wiedział-stwierdziłem.
-Jacob...-Tato odwrócił się do mnie.-Co prawda decyzja należy do ciebie, ale zastanów się dobrze. Tę pozycję musi przejąć pierworodny z linii krwi twojej matki. Więc jeśli się nie zgodzisz Japonia nie będzie miała naczelnego szefa bezpieczeństwa... a to nie będzie dobre-ostatnie słowa przesadnie zaakcentował.
Emocje szalały mi w głowie... miałem ochotę odejść stąd i po prostu... po prostu odejść i zostawić to całe cholerne zamieszanie za sobą.
-Dlaczego mogę to być tylko ja?-zapytałem pełen konwulsji.
-Rząd ukrywa o wiele więcej niż samą mafię... nawet jeśli nie przejmiesz tej pozycji, to dowiesz się o kilku rzeczach... jakby to wyrazić... nie do końca naturalnych? I te nie do końca naturalne rzeczy są ściśle związane z twoją linią krwi.
-Jakie znowu nie do końca naturalne rzeczy?-spytałem zarówno zaciekawiony jak i oburzony.
Mój ojciec wyją ze swojej prawej kieszeni sygnet z dużym, płaskim srebrno błękitnym brylantem osadzonym w oczku.
-Między innymi takie rzeczy-stwierdził zakładając sobie element biżuterii na prawy serdeczny palec.
-Co to? Pierścień taki jak noszą mafiozo?-zapytałem sarkastycznie.
-A żebyś wiedział-odpowiedział tato przedrzeźniając mnie.
-I to jest ta "nadnaturalna" rzecz?-zapytałem, przesadnie akcentując słowo nadnaturalna.
-Jeśli wiesz jak używać tej nadnaturalnej rzeczy, to tak. Wtedy jest bardzo nadnaturalna.
-Więc oświeć mnie, jak używać pierścienia?-skomentowałem.
-A w taki sposób-kiedy to powiedział zamknął oczy i wzniósł rękę z sygnetem na wysokość klatki piersiowej.
Przyglądałem się mojemu tacie jak robi z siebie idiotę i już dawno bym go wyśmiał gdyby nie list mojej mamy. Poczułem nieco więcej ciepła niż (na wiosnę) powinienem czuć. moją uwagę przykuł kamień szlachetny, który mimo swej jasno niebieskiej barwy wydawał się błyszczeć w odcieniach czerwieni. Chwilę po tym jak dokonałem tego odkrycia zacząłem rozumieć o co chodzi z tą nadnaturalnością.
Na oczku zapłonął ogień... tak ogień, i to nie taki zwykły ale taki w kolorze szkarłatnej krwi... płomyk wił się na powierzchni pierścienia i tańczył po skórze taty.
-Widzisz?-zapytał się brązowowłosy otwierając oczy.
-Co to do cholery jest?!-zapytałem jednocześnie odsuwając się od niego.
-Nie widać? Chyba musisz iść do okulisty-ojciec zarechotał.
-Widzę, że ręka ci się pali ale to nie wytłumaczenie!
-Mówiłem że są nadnaturalne rzeczy?-zapytał z ironicznym uśmiechem na ustach.-Szkoda, że nie mogę pokazać ci bestii pierściennej, ta przyjemność chyba przypadnie Danveldowi.-jeśli dobrze pamiętam to było to imię blondyna.
-Jakiej bestii?-zapytałem rozkojarzony...-albo wiesz co, nawet nie tłumacz, mój mózg tego nie pomieści.
-Bardzo słusznie-stwierdził uśmiechając się.
Teraz panowała cisz między nami... nie wiem czy nieprzyjemna czy wręcz przeciwnie, ale trzeba się jej pozbyć.
-Czy muszę podjąć decyzję w tym momencie?-zapytałem.
-Przydałoby się dzisiaj-stwierdził twardo ojciec.-Jeśli Danveld postanowił cię z rekrutować jeszcze przed osiemnastką to zgaduje że coś większego się szykuje.
-Mogę chociaż to przemyśleć...
-Jasne... zgaduje że chcesz gdzieś pójść aby to "przemyśleć"-zasugerował tato, jednak zna mnie.
Przytaknąłem skinieniem głowy.
-Dobra, wróć w to miejsce kiedy już będziesz gotowy, będę tu czekał z Danveldem.
-Dzięki tato-szybko odpowiedziałem i ruszyłem szybkim krokiem w dobrze znanym mi kierunku.
Przechodziłem ulicami miasta co jakiś czas spoglądając za siebie czy ktoś mnie nie śledzi. Nie było to łatwe kiedy coraz więcej ludzi pojawiało się na ulicy. Od parku na prawo, prosto przez jakieś pół kilometra na skrzyżowaniu w lewo, na drugą stronę ulicy i między blokami w prawo żeby skrócić sobie drogę. Drugi budynek na prawo to cel do którego zmierzam. Internat, w którym mieszkam, jednakże wyjątkowo nie idę do własnego pokoju. Wszedłem na schody i dużymi krokami pośpieszyłem na drugie piętro. Na ścianie kiepsko oświetlonego żółtego korytarza wisiał zegar. Była godzina 08:14... świetnie.
Pośpieszyłem do drzwi z numerem 2.07. Zapukałem. Nikt nie odpowiedział. Powtórzyłem pukanie.
-Otwórz Kaito, wiem że tam jesteś.-Powiedziałem przez drzwi.
W odpowiedzi dostałem niezadowolony pomruk przyjaciela, który musiał pofatygować się d drzwi. Klucz w zamku zabrzmiał i drzwi ustąpiły. Moim oczom ukazał się dobrze mi znany Kaito Hineko. Niesamowicie wysoki czarnowłosy chłopak w moim wieku, przez przyjaciół nazywany Neko. Mimo że miał osiemnaście lat wyglądał na więcej. Jego czerwono brązowe oczy spoglądały na mnie z góry. Znamy się już bardzo długo... wiedziałem że dzisiaj nie ruszy swojej dupy z pokoju.
-Musimy pogadać-stwierdziłem.-potrzebuję rady.
-Co tym razem?-zapytał i teatralnym gestem zaprosił mnie do środka.-I sory za bałagan.
Rzeczywiście trochę było porozwalane ale u mnie w pokoju to rutyna. Pokoje tutaj były małe, przedpokój połączony z głównym pokojem, w którym stała kanapa, telewizor, dwie szafki, kilka półek na książki i stolik na którym leżał laptop. Na wprost wejścia były dwa duże okna, po prawej mały kącik kuchenny a po lewej osobne pomieszczenie na kibel... prysznice były wspólne. Mój pokój wygląda bardzo podobnie.
-Dostałem propozycję-zacząłem stając przy oknie-Ktoś zaproponował mi wysokie stanowisko w branży militarnej, tylko wiąże to się z przeprowadzką...
-Hmmm...-czarnowłosy podrapał się po czole.-A dobrze płacą?-zapytał szarlatańskim tonem.
Zatkało mnie...
-W sumie to nie wiem...-przyznałem zakłopotany. Ale skoro to tajna organizacja rządowa to płaca powinna być dobra...
-No to z czym ty do mnie przychodzisz?
-Yyyy...-wydukałem-z prośbą o rade...
Neko położył dłoń na czole...
-Boże, daj mi cierpliwości...-szepnął, odpowiedziałem wystawionym językiem.-Nie wiem co ci odpowiedzieć na to...
-A co ty byś zrobił?-podsunąłem pytanie.
-Żeby postawić się w twojej pozycji musiałbym znać trochę szczegółów...-odpowiedział czarnowłosy.
-Uwierz mi, wiem niewiele więcej od ciebie.
-A jaka to pozycja?-dopytywał się.
-Szef...-szepnąłem.
-Ale że szef? Tak od razu?-Kaito zrobił zdziwioną minę.
-Tak...
-Nie jest to trochę podejrzane?-zasugerował.
-Niby tak, ale z tego co mi powiedzieli jest to stanowisko dziedziczne-rozjaśniłem.
-Aaaa... Nie wiem... nie masz rodzeństwa, prawda?
-Nie-odpowiedziałem.
-To skoro jest to sprawa dziedziczenia to tylko ty wchodzisz w grę-zaskoczył mnie, powiedziałem mu ledwo co a on już wyciąga wnioski.-Na twoim miejscu zastanowiłbym się nad przyjęciem tej propozycji.
-Mówisz?
-Mówię.
Skoro już nawet on mnie nakłania do tego to powinienem się zgodzić...
-Dzięki Kaito... chyba będziemy się rzadziej widzieć, skoro wyjadę...-przerwałem ciszę.
-Masz przyjeżdżać co najmniej dwa razy w roku frajerze, inaczej znajdę cię w tej twojej branży militarnej i siary ci narobię! Jasne?-Rany, wiedziałem że on tak zakończy tą rozmowę.
-Jasne-odpowiedziałem z uśmiechem na twarzy.-Jeszcze raz dzięki-Skierowałem się do wyjścia.
-Cześć, i nie rób głupich rzeczy... chociaż w twoim przypadku będzie trudno...-zarechotał cicho.
-Spadaj frajerze. Do zobaczenia-Powiedziałem i wyszedłem...
Dla tych co nie wiedzą Kaito i ja jesteśmy przyjaciółmi co okazują sobie przyjaźń poprzez dokuczanie sobie. Ponownie szedłem tym korytarzem, którym chwilę temu przyszedłem do Kaita. Teraz zmierzałem na piętro wyżej, do swojego własnego pokoju. Wspinając się po schodach zauważyłem, że na półpiętrze nie ma tych roślin które za zwyczaj tu stały... ktoś musiał je przestawić. Mój pokój z numerem 3.02 był od razu drugim pierwszym po prawej stronie korytarza. Przesunąwszy klucz w zamku wszedłem do miejsca, w którym mieszkałem przez prawie 2 lata. Taki sam układ pomieszczenia jak u czarnowłosego, ale ja niestety miałem tylko jedno okno. Szybko skoczyłem do biurka rzucając na podłogę plecak który cały czas nosiłem na plecach. Zacząłem energicznie grzebać w drugiej kieszeni od dołu rozrzucając przy tym kartki.
-Czy ja na prawdę mam tutaj tyle śmieci żeby nie znaleźć jednej prostej rzeczy?-szepnąłem sam do siebie.
Po chwili monotonnego przerzucania dokumentów dobrnąłem do tej rzeczy której tak uporczywie szukałem. Pamiątka po mamie. Klucz z brązu, malutki, wielkości wskazującego palca. Jego zakończenie wyglądało jakby pasował tylko do jakiejś magicznej kostki Rubika. Było w kształcie krzyża z jednym ramieniem lekko odgiętym, natomiast drugim zakończonym ostrym końcem. Powiedziała, że kiedy dowiem się prawdy to przyda mi się. Wstałem szybko z kolan i wsadziwszy sobie kluczyk do kieszeni, zmierzałem do łazienki żeby opłukać sobie twarz. Stanąłem przed lustrem i spojrzałem na siebie. Moje oczy w tym świetle wydawały się szaro-zielone. Jasno Brązowe włosy opadały mi na czoło. Kołnierzyk czerwonej koszuli założonej na czarny podkoszulek podwinął się w politycznie niepoprawny sposób. Wypłukałem twarz w zimnej wodzie. Przyjemny chłód przywołał mnie z powrotem do trzeźwo myślących. Pośpiesznie wyszedłem gasząc za sobą światło. Zatrzasnąłem drzwi zamykając je szybko kluczem... tym do pokoju, nie tą pamiątką po mamie. Ponownie zmierzałem do parku, tam gdzie podobno tato z blondynem miał na mnie czekać. Nie wiem czy było to moje wyobrażenie, ale świat dookoła mnie wydawał się jakiś inny... jakoś bardziej ożywiony... nie w taki sposób, że ruch był większy ale raczej tak jakby Tokio zaczęło dudnić życiem... Już nie zwracam uwagi na drogę jaką idę... zgubiłem się we własnych myślach. Zanim się obejrzałem, moje ciało, które znało drogę do parku na pamięć, zaprowadziło mnie na miejsce. Na ławce siedział mój ojciec w swojej białej koszuli i rozczochranych włosach. Obok niego siedział Danveld, żywo prowadząc z nim dyskusje. Jego Beżowy garnitur rzucał się w oczy. Przed nimi stało tych dwóch "aktorów". Teraz dopiero miałem okazję przyjrzeć się ich ubiorom. Laura miała na sobie biały podkoszulek, czarne leginsy i brązową kurtkę z podwiniętymi rękawami, luźno zarzuconą na ramiona. Czarnowłosy, którego imienia jeszcze nie poznałem miał na sobie obcisły biały podkoszulek i czarne dżinsy. Swojego przebrania pozbył się. Ojciec pierwszy mnie zauważył.
-Patrzcie kto wrócił-zmusił wszystkich do kontaktu wzrokowego ze mną.
-Miło, że nie uciekłeś.-skomentował Danveld.
-Ależ zabawne...-odpowiedziałem.
-Więc jak, podjąłeś decyzję?-zapytał tato.
-Tak... ale nie jestem pewny czy się takiej spodziewałeś-Cała czwórka zmarszczyła czoło w mniej lub bardziej widoczny czoło. Chodziło mi o to, że gdyby mój tato brałby udział w zakładzie i obstawiałby czy się zgodzę czy stchórzę... to na sto procent obstawiłby moje tchórzostwo.
-A podzielisz się z nami tą podjętą decyzją?-zapytał się blondyn.
-Skoro nalegasz-skomentowałem.-Czas rzucić liceum i rozpocząć życie mafioza-stwierdziłem nie szczędząc przy tym uśmiechu.
Moi rozmówcy odetchnęli z ulgą... ja w sumie też... nie byłem pewny czy zdołam wypowiedzieć te słowa.

W tym samym czasie - posterunek policji w Osaka
W ciasnym pomieszczeniu przesłuchań siedział średniego wzrostu, brązowowłosy mężczyzna, ubrany w błękitną koszulę w szeroką kratę i podarte dżinsy. Mężczyzna siedzi przy stole, do którego ma przykutą jedną nogę. Za dźwiękoszczelnym lustrem wenecki stoi dwóch funkcjonariuszy policji. Jeden z nich trzyma folder aktów i czyta nagłos.
-Dante Hollow. Lat: 24, miejsce pochodzenia: nieznane, rodzina: brak informacji, Obecne miejsce zamieszkania: hotel Lansberg przy ulicy Furoraro, Pkój 21. Jednakże tydzień temu mieszkał gdzie indziej. Oskarżony o morderstwo pięciu osób i liczne kradzieże.
-Dlaczego jest u nas?-zapytał ten drugi.
-A gdzie ma być, na wolności?-skomentował pierwszy.
-Nie o to chodzi. Dlaczego akurat u nas.
-Został złapany w pobliżu. Mamy go przesłuchać bez użycia przemocy zanim przebieg procesu sądowego zostanie ustalony.
-Dobra. To zabierajmy się do roboty-zaproponował drugi, ale za nim zdążyli podejść do drzwi prowadzących do pomieszczenia przesłuchań, usłyszeli głos.
-Ale czy jesteście pewni...-głos dochodził z za lustra weneckiego. Dwójka funkcjonariuszy z przerażeniem spojrzeli na mężczyznę siedzącego na krześle. Jego usta nie poruszały się.-... czy jesteście pewni że ja jestem tutaj... A nie...
-Tutaj...-odezwał się ten sam głos tyle że za ich plecami. Policjanci szybko się odwrócili wyjmując broń. Przed nimi stał właśnie Dante Hollow, którego mieli przesłuchiwać.
-Jak ty...-zaczął ten który wcześniej trzymał akty.
Jednakże nie skończy bo postać przed nimi złapała się za serce i padła na kolana. Oddychał ciężko aż nagle przewrócił się a ciało przed nimi rozproszyło się w małe języki zielonego ognia, które zgasły rozpływając się w powietrzu. Mężczyźni w mundurach nie wiedzieli co robili, działali instynktownie. Szybko spojrzeli do pomieszczenia w którym siedział jeszcze żywy Brązowowłosy, również trzymający się za serce. Na jego prawej dłoni, na której spoczywały dwa sygnety płonął zielony płomień, taki sam jak ten w który rozpadło się to drugie ciało.
-Co to było?-zapytał niepewnie jeden drugiego.
-Nie wiem... i nie jestem pewien czy chcę wiedzieć-odpowiedział przerażony drugi.
-Cokolwiek to było musimy komuś złożyć raport.
-Niby komu?-zapytał zbulwersowany.
-Nie ważne komu, byle by ten ktoś zajął się tą sprawą...

4 komentarze:

  1. Test komentarz, proszę napisać odpowiedzi jeśli komentarz jest widoczny

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja na niego zaglądam! Już tyle razy ci mówiłam. Ja nie jestem nikim!!! Ale rozdział fajny czekam na następne i dziękuje za pochwałę :) Na razie jest 1:1. Kto wygra następną rundę? Tego dowiecie się wkrótce :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny blog, niedawno go znalazłam i jestem zachwycona! Masz talent, robisz dobre opisy i widać, że Ci zależy na pisaniu. Aha i półki pamiętam, nie pleć bzdur, dużo osób tu zagląda.
    Pozdrawiam i życzę Wesołych Świąt.
    Chesshe

    OdpowiedzUsuń
  4. Heheh.. No, widzisz. Masz fanów. Rozdział fajny, faktycznie trochę krótki, ale przecież nie wszystkie rozdziały muszą być suuuupeeeer długaśne. I fajnie też, że dodałeś ten prolog. Wprowadza w następne wydarzenia, ale i nie zdradza za dużo. Jak dla mnie bomba. :D

    OdpowiedzUsuń