niedziela, 17 stycznia 2016

Rozdział 15. "Nie tylko na korytarzu..."

Reszta dnia nie była już tak... jakby to powiedzieć... wybuchowa. Marcus nie wrócił na wf, prawdopodobnie z powodu tej nogi. Po tych wydarzeniach wznowiliśmy przedstawianie się. Inni zaczęli patrzyć na mnie już nie tak obojętnie, wcale nie chciałem być w centrum uwagi ale jakoś tak wyszło. Również jedna z dziewczyn trochę się do mnie przylepiła. Naomi to widząc stanęła w płomieniach... dosłownie. Ta dziewczyna miała czarne, krótkie i kręcone włosy, ciemną karnację i szare oczy. była niska ale odrobinę wyższa niż brązowowłosa. Jeśli dobrze zapamiętałem nazywała się Lisa Lester.

Ku mojemu zdziwieniu nie było więcej walk czy czegoś w tym stylu ale zwykła lekcja wf'u, na której coraz lepiej poznawaliśmy się z naszą klasą. Nie zapamiętałem jeszcze wszystkich imion ale te które zapadły mi w pamięć to wyżej wspomniana Lisa, Kennen Holends, wysoki, barczysty, brązowowłosy Amerykanin. Reiji Higoshi, średniego wzrostu jasny brunet o lekko przygarbionej postawie. Oraz Hana Ichugi, w miarę wysoka, ale niższa ode mnie, o prostych blond włosach i nie rzucającym się w oczy makijażu. Mimo że nie wyglądała na taką, to przy każdej okazji świeciła..."walorami".

Wf był męczący, na rozgrzewkę musieliśmy biegać dookoła sali przez pół godziny, a jeśli ktoś chciał skrócić sobie trasę to dostawał po łbie... butem... Ja nie wiem co to za system szkolnictwa w mafii ale rzucanie butem w uczniów? No ja rozumiem linijką czy coś, ale butem? Dlaczego mnie nie zdziwił że Sayaka najwięcej obrywała? Może Dlatego że robiła wszystko byle by nie biegać. Po pół godzinnym maratonie zaczęły się ćwiczenia rozciągania. Męczarnia... Zanim ta lekcja się zaczęła to myślałem że ja jestem giętki... Ale to co Deoksyn kazał nam robić, to wychodzi poza pojemność mojego mózgu.
Kiedy te katusze już się skończyły mieliśmy dobrać się w 4 składy po 6 osób. Nasz oprawca [czytaj: Nauczyciel] kazał Zabójcom wybierać.
Pośpieszyłem się i wybrałem do swojej drużyny te 4 osoby które zapamiętałem. Naomi zmierzyła mnie wzrokiem kiedy wybrałem Lisę i Hanę. Gdyby był Marcus to prawdopodobnie też trafił by do mojej drużyny. Wybrałbym go po to żebym mógł z nim na spokojnie pogadać. Dobrałem jeszcze jakąś szóstą osobę i siedliśmy pod ścianą.
-Słuchajcie, mam pytanie-zacząłem.
-mmmm...-mruknął Kennen.
-Wszyscy tutaj potraficie posługiwać się płomieniami?
-Mhm-przytaknęła cała piątka jakby chórem.
-Ale że wszyscy?-dociekałem.
-Tak-odparła Lisa-Z naszej klasy każdy, ale są w mafii też osoby, które postanowiły nie mieszać się w biznes płomieni Takie osoby to głownie dzieci, które kształcą się tu i po gimnazjum uczą się "na zewnątrz". No a później prowadzą normalne życie.
-Albo tacy którzy po prostu nie mają wystarczającej siły woli aby użyć płomienia.-Dodał Reiji.
-Rozumiem-odparłem.-A powiedzcie mi jeszcze dlaczego miałem walczyć akurat z Marcusem?
-Jest jednym z najlepszych z naszej klasy.-wyrwała się Lisa.-Jednakże odniosłam wrażenie, że dał się pokonać.
-Też mi się tak zdawało-Dodała szybko Hana.-wydawał się o wiele wolniejszy niż zwykle, a poza tym Mefisto nie użył obu rąk.
-No właśnie, a o co chodziło z tą kostką?-Zapytał ten szósty. Miał bardzo jasne blond włosy, prawie białe, i ciemno brązowe oczy.
-Nie pamiętam żeby miał jakieś problemy z nogami...-dodał Kennen.
Teraz mnie trafiło, rzeczywiście poruszał się o wiele za wolno jak na osobę o jego umięśnieniu, a to naciągnięte ścięgno wcale nie było na tyle poważne żeby mogło powodować takie osłabienie go.
-A co jeśli była to jedna wielka próba?-zacząłem. Nie... przecież to Verona mi powiedziała o jego kostce. A jeśli...-W którą była zamieszana nawet moja bestia pierścienna?
-Coo? nie, nie możliwe-odezwał się szybko Kennen.
-Ale to mogłoby być praw-
Nagle rozległ się gwizdek, przerywając moje wywody.
-Wstawać gówniarze.-krzyknął Deoksyn.-Nigdy nie zgadniecie w co dzisiaj zagramy.
Z różnych miejsc dobiegały krzyki: "kosz?" "nożna?" "ręczna?" "Golf?"
-Nie.-odpowiedział Blondyn z szyderczym uśmiechem.-Gramy w...-wyciągnął dwie pomarańczowe piłki, każda wielkości głowy.-Zbijaka na dwie piłki.
Zaległa głucha cisza na sali, w oczach kilko osób widziałem strach, u innych panikę, gdzie indziej gniew, tylko u jednej osoby w spojrzeniu zauważyłem radość i chęć skrzywdzenia czegoś. Tą osobą była oczywiście Sayaka.
Psychopatyczne spojrzenia Sayaki to norma, ale nie rozumiem odczuć pozostałych.

Pięć minut później byliśmy już ustawieni. Na boisko weszli najpierw drużyna Sayaki pełna napakowanych facetów i Drużyna Kaita, w której był oprócz niego jeden blondyn i reszta dziewczyn. Mieli już wybranych swoich łapaczy, czyli tych gości którzy stali za plecami drużyny przeciwnej i nie mogli zostać zbici.
-Zasady, znacie. Płomienie dozwolone, bez bestii i broni. Zaczynamy?-Gwizdek Deoksyna rozległ się donośnie. Drużyny  rzuciły się w stronę środka boiska aby zabrać piłki.

Nie wiem czy widzieliście kiedyś jak wygląda gra w "dwa ognie" ale na tym boisku było zdecydowanie więcej ognia... Chyba już wiem dlaczego większość osób tutaj była przerażona kiedy usłyszała że gramy w zbijaka. Każdy gdy rzucał to wzniecał na swoim pierścieniu płomień i podpalał piłkę. Najśmieszniejsze jednak było to że Sayaka i Neko nie ogarniali co się działo i tylko uciekali przed miotanymi piłkami. Tak było dopóki Kaito zauważył jak to robią. Poświatą z pierścienia pokrywają piłkę i następnie ją podpalają. Kiedy już to zrozumiał stał się nagle najgroźniejszą osobą na boisku. Jego płomień się wyróżnia na dwa sposoby, po pierwsze osłabia działanie wszystkich płomieni wokół siebie, a po drugie, jego "płomieniami" są wyładowania PRĄDU! Każdy kto próbował złapać piłkę rzuconą przez niego obrywał prądem po dłoniach. Sayaka kiedy została sama na boisku bez swoich "Goryli" stwierdziła że czas na taktyczny odwrót.
-Chrzań się, wygrałeś-powiedziała i zeszła z boiska, stukając podeszwami trampek o podłogę.
Wszyscy byli zdziwieni faktem, że Sayaka Waleczna oddała tytuł zwycięski komuś kto nie nazywa się Sayaka Yukai.
Następnie na boisko weszły jeszcze dwie pozostałe drużyny czyli ja i Naomi. Chciałem Dać jej fory, ale z dwóch powodów tego nie zrobiłem. Po pierwsze, moja drużyna naciskała na mnie, a po drugie brązowowłosa wcale tego nie potrzebowała. Na szczęście dzwonek zadzwonił i przerwał nam grę, więc skończyliśmy na remisie. Teraz po WF'ie mieliśmy zacząć lekcje teoretyczne... Jezu znowu książki. Udaliśmy się do szatni, gdzie były też prysznice. Zastanawia mnie czy my wciąż jesteśmy pod ziemią. no bo nie dość że przez okna wpada światło to jeszcze jest tu na prawdę sporo miejsca...
Po prysznicu podążyliśmy za pozostałymi członkami Klasy do sal lekcyjnych. Korytarze tutaj wyglądały jak na uniwersytetach. Dziwnie się czuliśmy bo tylko nasza czwórka nie miała plecaków. Ale nadzieja szybko poległa kiedy to w sali numer 302 oprócz brodatego nauczyciela geografii czekały na nas też cztery plecaki, wypakowane po brzegi książkami i zeszytami. Nasza Niania [czytaj: Danveld] zapakowała nam nawet piórniki. Sali nie wiele brakowało aby było to stacja badawcza warunków pogodowych i innych rzeczy związanych z planetą Ziemia. Zwróciłem uwagę na to że Marcus nie wrócił jeszcze. Profesor przedstawił się jako Albert Goodwin. Szczerze, to ani na tej ani na żadnej z następnych lekcji nie uważałem bo głowę zaprzątały mi trzy sprawy.
"O co chodzi z tymi Snami?"
"Czy to wszystko z Marcusem było ustawione?"
"Gdzie się podziewa Ericka?"
Dzień minął mi na myśleniu o tych trzech sprawach... To znaczy minął BY mi, gdyby nie fakt, że persona drugiej sprawy wróciła na ostatnią lekcję. Jeśli dobrze pamiętam to była to Fizyka, (w tak samo zaawansowanej sali lekcyjnej jak Geografia) której uczyła Pani profesor Emilia Riviles. Czarnowłosy wszedł do klasy w połowie lekcji i dał nauczycielce taką karteczkę o magicznej mocy, dzięki której możesz mieć nauczyciela w głębokim poważaniu. Wszedł do klasy kulejąc na lewą nogę którą miał w bandażu. Siadł na wolnym miejscu z przodu klasy. Ja siedziałem mniej więcej na środku, w ławce z Naomi. Kiedy tylko tu się zjawił nie mogłem oderwać od niego myśli. Profesorka zbytnio nie przejmując się karteczką kontynuowała lekcje. Było w miarę cicho, tylko Sayaka z Kaitem w ławce na przemian kłócili się i śmiali ze wszystkiego. Lekcje teraz dłużyły się niemiłosiernie. Muszę z nim porozmawiać.
Kiedy Fizyka, w końcu, się skończyła szybko spakowałem się i wyszedłem na korytarz. Marcus był kilka kroków przede mną. Teraz dzięki wzroku medyka dobrze widziałem, że jego kostka jest tylko odrobinkę nadwyrężona. Powiedziałem już Naomi, żeby na mnie nie czekała. Poszedłem za nim a kiedy już wszyscy się rozeszli, przyśpieszyłem kroku i, doganiając go, położyłem rękę na jego ramieniu zatrzymując go w ten sposób.
-O co w tym wszystkim chodzi?-zacząłem nie ukrywając oburzenia.
-Czego chcesz?-rzucił niedbale brunet.
-Nie udawaj Greka. Z twoją nogą tak na prawdę wszystko w porządku a podczas naszej walki udawałeś... praktycznie wszystko!
-Nie wiem o czym mówisz.-szybko odpowiedział Marcus.
-Przestań!-warknąłem.-Po prostu powiedz praw-
-Odpuść-przerwał mi suchym głosem... jednakże wydawał się taki jakby spodziewał się sprzeciwu.

Jego zielone oczy patrzyły teraz prosto na mnie. Ten intensywny kolor sprawiał że jego skóra wydawała się bledsza niż w rzeczywistości. Kilka czarnych przydługich kosmyków opadało na jego twarz. Cienkie aczkolwiek wyraziste usta spoczywały w pozie nie wyrażającej żadnych emocji. Czułem jak stara się utrzymać swój oddech w regularnych odstępach... było widać, że trudno mu kłamać. Poczułem się nieswojo. Może to przez jego świdrujące spojrzenie a może przez samą jego obecność.

-Ona wie-Dodał niespodziewanie.
-Kto?-zapytałem zaskoczony.
-Ona-wskazał na mój pierścień.
Odsunął się ode mnie i odszedł. Szedł pustym korytarzem i coś mi podpowiadało że nie tylko na korytarzu jest sam...

~~~

USA - Kolorado - Gdzieś w Denver

Jest 22:35, Ulice są wyjątkowo puste. Chodnikiem kroczy kobieta. Stukot jej szpilek rozbrzmiewa w głuchej nocy. Kobieta wie gdzie zmierza. Kobieta nie zatrzymuje się. Kobieta szuka pewnego mężczyzny. Kobiecie na imię Anastazja. Anastazja ma krótkie, rude, falowane i niedbale przycięte włosy. Kobieta nosi czarny obcisły kombinezon.
Kobieta weszła do baru. Stanęła w drzwiach i powiedziała głośno:
-Everyone Get Out!-Wszyscy patrzyli się na nią jak na jakieś dziwadło-I said...-Na pierścieniu zapaliła Różowo Pomarańczowy gładki płomień, który błyszczał się jak nóż w świetle księżyca. Jej źrenice nagle zanikły. Twarz kobiety o pustych białych gałkach ocznych przemówiła-GET OUT!
Jak na rozkaz wszyscy w panice wybiegli z baru. Wszyscy, klienci, kelnerki, kierownik z biura. Zostały tylko dwie osoby. Anastazja i Mężczyzna. Kobieta podeszła do samotnie pijącego, wysokiego szatyna o jasnych, niebieskich oczach i bliźnie na lewym policzku, na którym znajdował się zarost pijaka. Usiadła przy tym samym stoliku a jej oczy wróciły do normy.
-Nasz Pan apeluje do ciebie...-odezwała się po Japońsku.
-Ach tak?-zapytał-A czegóż to pragnie?-przystawił do ust szklankę wypełnioną jackiem danielsem i pociągnął spory łyk.
-Potrzebujemy cię z powrotem.-Powiedziała uwodzicielskim tonem.
-Po co?-burknął mężczyzna.
-Możesz jeszcze nie wiedzieć, ale planujemy kolejną rebelię.
Kobieta zauważyła błysk w oku mężczyzny.
-A co skłoniło "naszego pana" do apelowania?-zapytał zainteresowany tematem.
-Nie co... tylko kto. Ja. Pan obiecał że nawet nie musisz przepraszać. Wystarczy, że przysięgniesz mu wierność, a odda ci połowę twojej dawnej mocy.
-Nie ukrywam... ta oferta bardzo mi się podoba... Tylko jedna rzecz mi nie daje spokoju, co z -
-Bez haczyków-Anastazja uprzedziła szatyna.-Jesteś potrzebny. Odzyskasz moc a my odniesiemy zwycięstwo.
Jej rozmówca udawał że się zastanawia. Jednakże tylko udawał i oboje o tym wiedzieli.
-Zgoda. Wiesz dobrze, że tobie nie sposób odmówić.
Wstali z krzeseł i skierowali się do wyjścia.
W ten właśnie sposób ONI zaczęli się gromadzić.


***
No jest rozdział. Ostatnio nic się nie działo... i przepraszam za małą ilość opisów, ale chciałem przyśpieszy akcję.

2 komentarze:

  1. Czas na komentarz :D A więc dziś mam 4 sprawy. Zaczynajmy!!!
    1. Troszkę za krótki opis gry w zbijaka. Było dobrze bo było powiedziane jak otaczali piłki płomieniem itp, jednak nic nie napisałeś o obrażeniach jakie niosły. Ja przynajmniej chciałam wiedzieć co się z nimi dzieję i liczyłam na długą grę. Mam nadzieję, że następnym razem zrobisz bardziej szczególowe opisy.
    2. Jacob jest hetero. Wiemy o tym. Ale dlaczego wszędzie wciskasz możliwy ship z TĄ włąsnie postacią i innymi chłopakami. NIE TŁUMACZ SIĘ, że nie zauważyłeś bo sam opowiadasz o shipach yaoi z twoją postacią. Dajesz złudną nadzieję!!! To rani!!!
    3.Strasznie prawdziwe jest stwierdzenie o ławce Kaita i Sayaki. Tak bardzo prawda oraz z innej beczki troszę za dużo razy powtarzałeś kobieta. Nie wiem czy to było zamierzone, ale tak sobie się to czytało.
    4.Strawsznie podoba mi się fragment od momentu "USA - Kolorado - Gdzieś w Denver" do końca. Twoja historia ma sens i była miła do czytania z zabawnymi fragmentami. Jednak to co zrobiłeś w tym fragmencie (oprócz kobieta to, kobieta tamto) pokazało więcej twoich możliwości pisarskich. Widać tam ogromną zmianę, która mocno wciąga i intryguje, wręcz uwodzi jak rydowłosa kobieta. Ten moment jest chyba moim ulubionym z wszystkich rozdziałów i mam nadzieję, że pozostaniesz na takim poziomie. Od tej chwili jest on od ciebie wymagany.
    To tyle :) Mam nadzieję, że bedziesz mieć dużo weny i wkrótce pojawi się następny rozdział. Czekam i życzę powodzenia :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo za komentarz Sayaka, w końcu ktoś odwiedził tego bloga, Dziękuję za komentarz, nie robiłem opisów z dwóch powodów:
      po pierwsze nie chciało mi się a po drugie chciałem przyśpieszyć akcję.
      Poza tym kobito... ta kobita była zamierzona xP

      Usuń