Dobra... Nie było doszyć długo rozdziału... Za co bardzo przepraszam ale miałem egzaminy próbne, a jak na złość, zamiast zrobić się łatwiej po nich, to nauczyciele realizowali 2 razy więcej materiału... a kiedy zobaczyłem liczba obserwatorów wzrosła o jeden to musiałem się wziąć do roboty. Witam w swojej społeczności mafiozo Yorumi Nateko! :)
Poza tym Pewne dwie osoby "namówiły" [czytaj: zmusiły] mnie do zmiany wieku bohaterów:
Jacob, Neko, Naomi - 18 ; Sayaka - 19 ; Erica - 16
Ah i jeszcze ogłoszenia parafialne, Dodałem krótki post na
Kącik opowiadań Sayaki
Zapraszam do przeczytania...
***
Biegnę... Biegnę... wiem, że powinienem, to instynkt. Wszystko się zmienia... obrazy po prawej i lewej stronie. Raz widziałem plaże, raz lasy, raz ruchliwe miasta, czasem pojedyncze osoby, innym razem jakieś twarze, raz autostrady a czasem rzeki.
Tylko ścieżka po której biegnę jest taka sama. Wygląda jak te w słowackich lasach... stamtąd pochodzi rodzina mojej matki... byłem tam 2 razy.
Biegnę... To nie tak, że nie chcę zawrócić... po prostu wiem że to czego szukam jest przede mną.
Biegnę...biegnę... dobiegłem...
Ścieżka przede mną znika w ciemności... po mojej prawej widzę jeden duży obraz wieżowiec, górujący wysokością nad innymi, na tle zachodzącego słońca.
Po lewej wschodzące słońce oświetla, starą wiejską chatkę, prawie całą poniszczoną. Jej drewniane ściany były poniszczone przez wilgoć. W oknach były powstawiane nowe kraty, nietknięte przez czas ani rdze.
Stoję w ciemności patrząc raz w lewo, raz w prawo. Obrazy znikają. Ścieżka znika. Stoję w ciemności. Odzywa się mieszanina dwóch podobnych ale kontrastowych głosów.
-Odnajdziesz dwie połówki...
Trzask! Trzask! Trzask!
-Wstawajcie kurczaki!
Obudziłem się zrywając się.
-Kto do kurwy...?-syknąłem pod nosem.
Przez ścianę usłyszałem jak Kaito, którego pewnie wrzaski też obudziły przeklina nieco bardziej dosadnie niż ja.
-Wstawajcie śpiochy, nie mamy całego dnia.-Głos dobiegał z pokoju głównego.
Zerknąłem na budzik... Jest 5.30 !!!
Złapałem jakikolwiek podkoszulek wypełzając spod kołdry. Włożyłem go na siebie i wyglądnąłem przez drzwi do mojego pokoiku. Na środku "salonu" stał dosyć niski mężczyzna w dresie z adidasa. Miał krótkie blond włosy, trzydniowy zarost na twarzy i szare oczy. Mógł mieć trochę ponad 20 lat ale był niski... może miał 160 cm wzrostu. Hałas robił dwiema patelniami.
-Witam szefa!-odezwał się donośnym, niepasującym do niskiego wzrostu, głosem.
-Jesteś zwolniony.-odpowiedziałem wkurzony. Nie wiem czy mi tak wolno ale chyba jestem szefem.
-Co? ale chwila...-zanim zdążył cokolwiek dopowiedzieć pokazał się Kaito.
-KTÓRY NIEZDROWY NA UMYŚLE POJEBANIEC BUDZI MNIE!?!?!?!?
-O ten.-wskazałem na mężczyzne w dresie
Neko w odpowiedzi złapał za małą lampkę która stała na stoliku obok kanapy, wyrwał ją z kontaktu i wrzasnął.
-Jeśli nie wyniesiesz się stąd natychmiast to roztrzaskam ci tą lampkę o łeb!!!
-Ale... Danveld... i Marqiz i... oni ...-wnioskuje, że gościu dostał instrukcję od Danvelda i nie wie co ma teraz zrobić.
-Powiedziałem wynoś się!-Czarnowłosy zamachnął się ręką żeby ponaglić intruza. Ten się chyba przestraszył dwumetrowego napastnika i zasłonił się patelniami.
-Idź do Danvelda i powiedz że szef potrzebuje swojego snu na piękność.-wskazałem na drzwi.
-N... nie mogę... powiedział że nie mam po co wracać jeśli was nie obudzę.-Jąkał się, chyba był przestraszony.
-Słuchaj szefa!!!-ponaglał Kaito.
Nagle na pierścieniu blondyna zapłonął mały szaro biały płomień i color jego tęczówek się zmienił.
Zmienił się z szarego na ostry granat. Ten pierścień niczym się nie wyróżniał, nawet nie myślałem że może to być taki jak te nasze.
-Dobra słuchajcie mięczaki,-mężczyzna odezwał się zupełnie innym głosem... Niższym i twardszym-Ta niedołęga nie potrafi nic zrobić porządnie. Zaczynamy lekcje... pierwsza lekcja: WF za mną.-Mężczyzna zwrócił się do wyjścia i dał znak żebyśmy poszli za nim.
Kaito zaraz wybuchnie...
-EJ NIEDOŁĘGA!-Krzyknął.
Granatowooki mężczyzna odwrócił się a Kaito rzucił lampą. Blondy zamachnął się prawą ręką na którym nosił pierścień i wzniecając większy płomień roztrzaskał porcelanową lampkę. jej szczątki spadły na podłogę.
-Za słabo...-mruknął z uśmiechem na twarzy "nauczyciel WF'u".
Kaito również wzniecił swój biało srebrny płomień z którego trzaskały iskry. Wow, teraz widzę jak bardzo potrafią się różnić płomienie różnych osób.
-Hej! Może trochę zwolnimy?-zaproponowałem... chwila płomień światła to płomień spokoju... nie zaszkodzi spróbować.
Wznieciłem swój pomarańczowo złoty płomień. Próbowałem pokierować poświatą w ten sposób aby oddziaływała na tych dwóch.
-Daremne próby...-zwrócił się do mnie blondyn. Zamachnął się ręką i wraz podmuchem wiatru mój płomień zgasł... kątem oka... zauważyłem, że to samo... stało się u Kaita... Czuję... się śpiącyyy...-A teraz... śpijcie.
Urwał mi się film. Nie miałem snów, ale czułem jakbym z kimś rozmawiał,,, tyle że nie pamiętam nic oprócz tego uczucia że zapomniałem coś ważnego. Następne co pamiętam to jak obudziłem się w dużej hali sportowej... takiej szkolnej, z drabinkami, materacami, piłkami... nawet były okna, z których wpadało obficie światło, a jeśli dobrze pamiętam to Baza znajdowała się pod ziemią. Kiedy się obudziłem siedziałem bezwładnie oparty o ścianę. Po mojej prawej stronie siedzieli nieprzytomni Neko Sayaka i Naomi. Kiedy zacząłem się rozglądać zauważyłem Granatowookiego, który zaczął do mnie mówić.
-Jezu, jakiś ty upierdliwy... nawet kiedy byłeś nieprzytomny twój płomień cały czas działał i regenerował twój organizm... musiałem cię 4 razy usypiać.
-Co... tu się stało?-zapytałem niepewnie.
-Ta niedołęga Borys chciał was "poprosić" żebyście z nim poszli, ale że mu się... jakby to powiedzieć... nie powiodło, to przejąłem dowodzenie i was zaciągnąłem tutaj siłą.
-Co? kim ty... jesteś?-bolała mnie głowa, nie mogłem normalnie mówić.
-Nazywam się Deoksyn i jestem tak jakby drugą połówką Borysa czyli właściciela tego ciała.
Poczułem jakbym dostał paralizatorem w kark...
"Znajdziesz dwie połówki..."
Tak mówił głos w moim śnie... a może... nie, to tylko głupi sen, a uwierzcie miałem już dziwniejsze i dużo głupsze.
-Właścicielem? to kim ty jesteś?-zapytałem nie zważając na dudnienie w czaszce.
-Jak już mówiłem jestem Deoksyn... i jestem jego Bestią pierścienną.
-CO?!
-Nie dziw się tak... i nie martw się jestem jednym z niewielu który tak potrafi... powinieneś wiedzieć że każdy pierścień tak samo każda z Bestii różni się...-Ten cały Deoksyn wydawał się przez chwilę miły, tak jakbym znał go od dawna ale nie pamiętał skąd.-Ale dosyć pogawędki, wstawaj i obudź kolegów.
-Czekaj... to ty przejmujesz jego ciało?-zapytałem próbując wstać, ale coś mi nie wychodziło.
-Tak jakby, ale nie robię niczego czego on sam by nie chciał. Nie martw się szefuniu tylko zajmij się leczeniem.
Jak ja nienawidzę kiedy ludzie... albo bestie pierścienne nie chcą mi powiedzieć wszystkiego. No ale trudno, muszę ich wyleczyć. Rozpaliłem złoty ogień na swojej prawej dłoni a poświata pokryła moje ciało. Poczułem łaskoczący dreszcz na całej powierzchni skóry. Sekundę później kiedy ból głowy i odrętwienie nóg minęło, wstałem i podszedłem najpierw do Kaita który leżał najbliżej mnie. Przyłożyłem mu dłoń z rozżarzonym pomarańczowym światłem do czoła i... w sumie to nie wiem co zrobiłem. To było tak jakbym wpuścił trochę swojego płomienia do jego ciała. Jeszcze wzrokiem medyka prześledziłem jak złota poświata rozchodziła się po jego ciele przewodami neuronowymi... Gadam jak jakiś profesor a biologii nienawidziłem tak samo jak historii.
Kaito po chwili zaczął ruszać powiekami, Stałem przed nim jeszcze chwilę czekając aż się ocknie. Za sobą jednym uchem usłyszałem niecierpliwe pomruki Deoksyna. Czarnowłosy od razu jak odzyskał władzę nad mimiką zaczął się pytać co się stało i gdzie jesteśmy.
-Uprowadził nas Nauczyciel WF'u-odpowiedziałem dla jaj.
Podszedłem teraz do Sayaki i zrobiłem to samo... nie wiem dlaczego ale mam wrażenie że jej nikt nie uprowadzał... wygląda jakby ją wyciągnięto z łóżka. Nie w ten sposób jak mnie i Kaita, tylko dosłownie wyjęto ją śpiącą z łóżka nawet jej nie budząc. Przyłożyłem jej dłoń do czoła i ledwo wpuściłem odrobinę poświaty a ona się... obudziła! Miałem rację ona spała! Ziewnęła i zaczęła się przeciągać.
-Co jest?-zapytała poprawiając zmierzwione włosy.-To nie moje łóżko.
-Spałaś...-westchnąłem.
-Odkrycie roku...-skomentował Kaito.
-Ale ja i ty byliśmy nieprzytomni.-podsumowałem.
-Ale Sayaka to Sayaka.-Wydaje mi się, że czarnowłosy lubi wkurzać śpiącą księżniczkę.
-A to co miało znaczyć przerośnięty kocie?-Chyba Kaito osiągnął cel.
-No nic, myślisz że coś sugerowałem?
-Czy to jest pytanie z haczykiem?-Białowłosa zrobiła zdziwioną minę...
Dobra pozwolę tej dwójce się kłócić a sam zajmę się Naomi.
Podszedłem do niej i delikatnie przyłożyłem dłoni do jej policzków... Była piękna nawet gdy leżał nieprzytomnie. Wznieciłem swój płomień pozwalając by poświata pokryła jej twarz. Naomi wchłonęła złote światło i otworzyła oczy. Patrzyła się na mnie.
-Co się...?-zaczęła ospałym głosem.
-Chyba trochę ci się przysnęło...-odpowiedziałem uśmiechając się.
Brązowowłosa wydała niemy pisk.
-Czy ty... mnie...-zasugerowała.
-Jezu nie.-szybko odpowiedziałem zaczerwieniony.-nasz nauczyciel wf'u cię porwał.
-CO?-Naomi otworzyła szeroko oczy.-To już wolałabym leżeć u ciebie w łóżku-skwitowała gdy zobaczyła blondyna od którego była głowę wyższa.
Oblany rumieńcem pomogłem jej wstać.
Neko i Sayaka dalej się kłócili.
Wydawało mi się że Czarnowłosy co jakiś czas nerwowo spoglądał na Niskiego Blondyna, jakby przypominał mu o czymś ważnym, o czym zapomniał.
-Dobra, słuchajcie Młodzi!-zawołał Deoksyn zbyt doniosłym głosem jak na jego wymiary.-Widzicie tamte drzwi?-wskazał na białe drzwi na odległym końcu sali-Znajdziecie tam 4 pomieszczenia. Dwa po prawej to drzwi do dwóch szatni, macie tam przygotowane stroje... Jazda!-ponaglił nas.
Mimo że wkurzał nas nie sprzeciwialiśmy się tylko poszliśmy do szatni.
Kaito kiedy przechodził obok naszego porywacza omijał go spoglądając nieufnie na każdy jego ruch.
Kiedy weszliśmy do szatni i dziewczyny były za grubą ścianą postanowiłem się go zapytać o co chodzi.
-Kaito?
-Hmm?-mruknął.
-Widzę, że coś się dzieje... spotkałeś już kiedyś Deoksyna... czy Borysa, już nie ogarniam który to, który.
-Jacob, czy miałeś kiedyś wrażenie, że widziałeś coś kiedy byłeś strasznie zaspany i przypominasz to sobie jako sen?
-No... zdarza się...
-Od kilku dni dręczy mnie koszmar... i nie było by to nic nadzwyczajnego gdyby nie to, że nigdy wcześniej tego gościa nie widziałem... tylko w tym śnie...
Sny... takie jak ten mój? Może...
-Co było w tym śnie?-zapytałem ostrożnie.
Neko popatrzył na mnie z lekkim wyrzutem, ale zanim zdążyłem cofnąć pytanie zaczął mówić dalej.
-Biegnę... przez szary las, drzewa są czarne, a biała mgła wokół mnie-gęsta. Słyszę szepty wokół siebie. W pewnym momencie widzę zmasakrowane ciało... Wisiało rozpięte na krzyżu i powieszone łańcuchami na gałęzi drzewa. Krew kapiąca ze zwłok tworzyła pod nim kałużę w której widzę odbicie niebieskiego nieba, a to nade mną było białe. Facet z brązowymi włosami... więcej szczegółów nie zapamiętałem. Odwracam się i widzę kolejne takie ciało... kobieta o krótkich rudych włosach. Ponownie w kałuży widzę odbicie świata takiego jaki powinien być. Znowu się obracam... i znowu widzę ciało. Mała dziewczynka z długimi brązowymi... zmasakrowana jeszcze bardziej niż dwoje pozostałych. z rozciętych ran wiszą jej wnętrzności. Kałuża jej krwi jest większa i widać w niej dom rodzinny i ludzi którzy są razem szczęśliwi. Nagle wszystkie zwłoki znikają i pojawia się przede mną właśnie ten blondyn... jedno oka ma szare a drugie granatowe. z kącika ust cieknie mu krew... i wtedy się budzę.
Stałem jak wryty... To nie jest przypadek... Mózg ludzki nie wytwarza obrazów z niczego...
-To... nie przypadek...-wyszeptałem...
-Też tak sądzę, ale na razie nie roztrząsajmy tego tylko trzymajmy się z dala od niego...
-Jasne... nie mówmy na razie dziewczynom...-zaproponowałem...
-Zgoda-odparł Kaito.
Po przebraniu weszliśmy na sale. Stroje sie były jakieś bombowe, zwykły biały podkoszulek i czarne spodenki. Na Neka chyba nie mieli rozmiaru... biały podkoszulek przy każdym gwałtowniejszym ruchu odsłaniał mu trochę brzucha... pewnie dziewczyny będą z lornetkami czekać.
Na sali czekało jakieś 20 nastolatków na nas. Różnego wzrostu, wyglądu, charakteru, ale podobnego wieku. Deoksyn zaczął mówić.
-Zabójcy, Oto wasza klasa. Klaso... oto szef i zabójcy.-Wśród dziewczyn z tej klasy rozległy się chichoty i szepty, faceci zerknęli na nas... głównie na Sayakę i Naomi.-Oczywiście nic nie może się obejść bez przedstawienia się nawzajem... Zaczną zabójcy a później każdy z uczniów-Nikt się nie ruszył.-Na co czekacie?
-Dobra ja zacznę!-krzyknęła Sayaka i wystąpiła z szeregu.-Nazywam się Sayaka Yukai, mam 19 lat i macie się mnie słuchać, bo jak nie to się może źle skończyć...-Neko, Naomi i ja gapiliśmy się na ten pokaz umiejętności dyplomatycznych z niedowierzaniem.
Ku naszemu zdziwieniu z grupy nastolatków kilka dziewczyn zapiszczało:
-Sayaka-senpai jesteś wielka!-krzyknęły jednym głosem.
Powiedzieć że szczęki nam opadły to mało. Białowłosa zachichotała i wróciła na swoje miejsce.
-Teraz ty szefie-powiedział szyderczo Deoksyn.
Wystąpiłem i zacząłem nieśmiało.
-Nazywam się Jacob Kagasumi mam 18 lat... i to tyle...-dziewczyny z klasy patrzyły jak w obrazek jakiś chłopak zerknął na mnie z rozczarowaniem, inni uczynili podobnie.
-I to ma być nasz szef?-zapytał któryś z nich.
-Który to?-zapytał Deoksyn.
-Ja...-bez skrupułów wystąpił przed szereg. Miał potężnie zbudowane barki i wyraźnie rysujące się mięśnie, ale proporcjonalne do reszty ciała. Był wysokim, czarnowłosym nastolatkiem o bardzo bladej skórze, kruczoczarne włosy miał trochę przydługie i opadały na oczy które były koloru błyszczących zielonych igieł sosny.
-Marcus... jak zwykle nie doceniasz przeciwnika...-skwitował nauczyciel.
-Mówię co widzę... a w nim szefa nie widzę.-odburknął Marcus.
Wkurzyłem się. Jasne nie oczekuję żeby wszyscy się przede mną płaszczyli ale on jest po prostu wredny i arogancki.
-Może zechciałbyś nam wszystkim bardziej dosadnie przedstawić swoje stanowisko? A ty Jacob, obroń swojego tytułu.-Zauważyłem błysk w oku blondyna.
-Ja? zawsze i wszędzie.-Czarnowłosy szybko się zgodził.
-Ale o co chodzi?-zapytałem zdziwiony.
-Nic...tylko taki mały sparing.-Deoksyn powiedział to w taki sposób że nie sądzę aby to był taki zwykły sparing.-Nie masz wyboru... nie możesz pozwolić wszystkim myśleć że jesteś ciotą! Marcus, idź po swoją katanę.-Czarnowłosy odszedł w stronę szatni.
-A ja?-jęknąłem.
-Twoje pistolety mam tu, podobno zostawiłeś je w toalecie, serio? pistolety w kiblu?
Ktoś w tłumie zachichotał. Blondyn podał mi dwa czarne pistolety oraz magazynki z dodatkowymi nabojami żebym wsadził je do kieszeni. W miedzy czasie Marcus wrócił niosąc w ręku japoński miecz o czarnej rękojeści w pochwie tego samego koloru.
-Wszystkie chwyty dozwolone, pokażcie na co was stać.
Nie chciałem walczyć bez powodu z kimś kto wcale nie jest moim wrogiem. Jednakże mój przeciwnik był innego zdania. Wyciągnął katanę z pochwy tak szybko że zobaczyłem tylko błysk odbijanego światła a następny obraz to już czarnowłosy nacierając na mnie. W ostatniej chwili uskoczyłem przed cięcie. Zobaczyłem że wszyscy rozbiegli się po różnych kontach sali żeby zrobić nam miejsce. Wszystkie twarze były poważne, może trochę przerażone, tylko Sayaka wyglądała jakby mi kibicowała.
-Nie zamierzam do ciebie strzelać!-krzyknąłem do Marcusa zmierzającego w moją stronę aby zadać kolejny cios.
-Co za pech, ja nie podzielam twojej dobroci serca.-odpowiedział i zamachnął się ostrzem w poziomie.
Wznieciłem złoty płomień na prawej ręce i pozwoliłem poświacie aby pokryła moje stopy. Przyśpieszyłem i z iskrzącym się stopami odskoczyłem na większą odległość niż wcześniej.
-Będziesz tylko uciekał tchórzu?-Zapytał arogant.
On wyjął z kieszeni mały srebrny pierścień i zakładając go na palca lewej ręki wzniecił Czarny płomień o czerwonej poświacie.
-Nie będę się z tobą cackał.-stwierdził.-Obdarz go swoim spojrzeniem
Mefisto...
Płomyk na jego lewej dłoni zatrzepotał i z pierścienia wypełzł cień. Cień przepełniający mnie strachem... cień zaczął podnosić się z ziemi. Stanął na dwóch nogach, uformował tors, ręce a na końcu ukazał swoją twarz... a raczej głowę bo twarzy nie miał. Czarna postać wytworzona dosłownie z cienia samą swoją obecnością siała postrach...
Poczułem jakieś łaskotanie na prawej dłonie, odwróciło to moją uwagę. Kreatura zuważając to wykorzystała okazję i zaatakowała.
Wyciągnął przed siebie dłoń w której wnętrzu ukazało się oko... żywcem oko na dłoni i jeśli tego mało, to jeszcze płonęło czerwonym płomieniem, podobnym do tego Naomi. Z oka wystrzeliło coś w rodzaju lasera... no w każdym bądź razie zmierzało wprost na mnie. To wszystko działo się tak nagle... gdyby nie Verona byłoby po mnie...
Lisica na siłę wyskoczyła z pierścienia wytwarzając wokół mnie chmurę złotych płomieni, która wchłonęła czerwony pocisk. Moja bestia pierścienna stała obok mnie z niesamowicie dzikim wyrazem twarzy... to znaczy pyska i zamiast trzech ogonów miała ich pięć.
-'Jacob, rozumiem że nie chcesz go skrzywdzić ale on nie jest tak miły... oberwiesz raz takim czymś to nie sądzę żebyś się z tego wylizał'-usłyszałem ponaglający głos lisicy w myślach.
-'Rozumiem'-odpowiedziałem krótko.
-Spójrz na kostkę czarnowłosego...'-poradziła Verona.
Kiedy złota chmura zniknęła szybko skierowałem swoją uwagę na nogi mojego przeciwnika jednocześnie nie odwracałem uwagi od czarnej postaci.
Po skroni spływały mi krople potu, poczułem napięcie własnych mięśni... to chyba skutek uboczny tego że Verona pojawiła się tu sama.
Nie zauważyłem nic specjalnego... chyba że...
Spojrzałem wzrokiem medyka... jest! ma naciągnięte ścięgno w lewej kostce... Nie wiem ile to może mi pomóc, bo naciągnięcie ścięgna nie utrudnia ruchu... założył pierścień na lewą rękę to znaczy że jest leworęczny...
-'No, widzę, ale jak to ma nam pomóc?'-zapytałem myślą.
-'Kiedy on oberwie, jego bestia pierścienna też ucierpi, ale w drugą stronę to nie działa.'-usłyszałem.
Jak widać Marcus uznał że dosyć tych pogawędek. Zaczął nacierać na mnie szybciej niż wcześniej. Mefisto nie poruszył się tylko trzymał rękę z okiem zwróconą w naszą stronę.
-'Wiesz co zrobić! Ja zajmę się bestią!'-krzyknęła lisica w pośpiechu i jednym zgrabnym ruchem minęła czarnowłosego muskając go swoją delikatną sierścią po nogach. Rozproszyło to jego skupienie na chwilę.
Raz jeszcze użyłem swojej sztuczki z przyśpieszeniem za pomocą płomienia. Katana ponownie przecięła powietrze.
-Po co walczysz?-szepnąłem.
Marcus to usłyszał.
-Po co się pytasz?-Powiedział wcale nie głośniej.-Aby być najlepszym...
Chce być najlepszy? Jaki idiotyzm... kątem ok widziałem jak Verona zmaga się z Mefisto. Skakała wokół niego co chwilę unikając jego laserów.
Muszę się pośpieszyć.
-Nie staniesz się najlepszy w pojedynkę.-skwitowałem.
Kolejne cięcie. Czubkiem katany rysnął mój policzek. Cienka stróżka krwi spłynęła na białą koszulkę.
Odrzuciłem pistolety, które do tej pory trzymałem, wznieciłem płomień do do maksymalnych rozmiarów. pokrył moją prawą i lewą dłoń i wspinał się nawet do łokcia, wyglądałem jak latarnia morska. Marcus zamachnął się Kataną od góry. Lewą dłonią złapałem ostrze miecza... nie poczułem bólu, tylko zaszczypało mnie w miejscu gdzie ostra część klingi dotknęła mojej skóry. Prawą dłonią natomiast chwyciłem go za gardło. Czarnowłosy nie ukrywał zdziwienia. Szybkim ruchem kopnąłem go w lewą kostkę w miejscu gdzie widziałem najbardziej naciągnięte ścięgno, podziałało, słyszałem strzyknięcie w stawie i czarnowłosy upadł. Puściłem go, kątem oka zauważyłem że Mefisto czyni podobnie. Verona natychmiastowo wykorzystała okazję. Obnażyła swoje kły który były nienaturalnie ostre, z daleka wyglądały jak brzytwy. Skoczyła do gardła ciemnej postaci i zacisnęła śmiertelny uścisk. Była niezwykle szybka, wątpię żebym kiedykolwiek mógł dorównać jej szybkości. Mefisto wracał do swojej postaci nieuchwytnego cienia, aż w końcu znalazł się z powrotem w pierścieniu Marcusa.
Fakt że Verona pokonała Mefista nie oznacza że to koniec. Mój przeciwnik w mgnieniu oka złapał katanę i podniósł się... Niestety nie mógł wyprostować lewej stopy i w momencie iedy miał mnie już przedziurawić upadł ponownie...
Cisza wokół mnie... płomienie na moich rękach już zgasły. Verona, która wyglądała wcześniej na dzikiego łowce teraz wydawał się znowu potulnie.
Cisza...
-Zaimponowałeś mi szefuniu-odezwał się Deoksyn.-Nie sądziłem że dasz radę Marcusowi, ale jak widać przeceniłem go.
Czarnowłosy leżał na ziemi, opierając się na rękach ze spuszczoną głową, wpatrzony w jeden punkt... był załamany.
-Idź doprowadź się do porządku-zwrócił się do leżącego.
-Tak jest.-szepnął i dźwignął się na nogi nie podnosząc głowy. Ewidentnie nie mógł ustać. Odwrócił się kulejąc i zmierzał w stronę szatni. Nie wziął nawet swojej katany. Ta stopa musiała go strasznie boleć... ale on nawet nie zwracał na to uwagi. Po prostu szedł utykając, patrzył tylko w ziemię, chciał udać się w jakieś miejsce sam. Nastolatkowie zaczęli się do mnie przybliżać. Nie mówili nic, po prostu patrzyli się.
-Stój!-krzyknąłem.
Marcus nie posłuchał. Szedł dalej.
-Stój!!!
Czarnowłosy wzdrygnął się ale szedł dalej, powoli krok po kroku za każdym razie prawie się potykając.
Podbiegłem do niego. Złapałem za ramię i odwrócił do siebie.
-Czego...-szepnął.
-Nigdzie nie pójdziesz z taką nogą.-powiedziałem.
-Puść mnie...-wciąż szeptał nie dopuszczając do siebie myśli o możliwej pomocy.
-Daj, wyleczę cię.
-Nie-odpowiedział twardo.
-Tak-nalegałem.
-Powiedziałem nie!-krzyknął i mnie odepchnął.
Przewróciłem się i patrzyłem jak odwraca się i znowu monotonnym kulejącym krokiem idzie przed siebie. Poczułem złość i winę w tym samym czasie. Nie mogę tego tak zostawić... ale nie będę w stanie mu pomóc na siłę... na razie muszę go zostawić...